15 sierpnia 2012

Rozdział 1: To dopiero początek


"Go all alone, 'cause I won't follow
This isn't giving up, no this is letting go
I'll make the most of all this sorrow
I tried to brave these discontent but now I'm through
I'm letting go of you."
Prudence Everdeen nie należała do tych zwykłych dziewcząt, którymi teraz była otoczona. Stojąc na peronie 9 i ¾ co chwila ktoś mijał ją i mężczyznę, który jej towarzyszył, zerkając z ukosa. Szatyn stojący obok uśmiechnął się promienie na widok pociągu, którym kiedyś on jeździł do Hogwartu.
Dziewczyna oddała swój kufer oraz klatkę z sową jednemu z czarodziejów obsługujących pociąg, aby umieścił go w specjalnym wagonie.
- No to co braciszku – powiedziała i spojrzała się na mężczyznę który jej towarzyszył – Do zobaczenia za rok.
- Pru, mogłabyś przyjechać na święta – odpowiedział jej z uśmiechem. Należał do tych mężczyzn, za którymi oglądała się spora część dziewcząt. W jego oczach można było utonąć, miał zniewalające spojrzenie.
- Nick – głos jego siostry był spokojny – Teraz nie mamy za bardzo jak. Raczej nie teraz. Po prostu dajmy sobie spokój w tym roku. Dobrze? – zapytała i spojrzała na Nickolasa.
Mężczyzna westchną, wiedział co czuła Prudence i musiał się z tym pogodzić. Lubiła odchodzić, zamykać swój światy przed nim, choć byli bardzo bliskim rodzeństwem. Rozumiał ją bardzo dobrze, toteż wiedział, że niczym nie przekona ją do tego, aby w święta wróciła do niego
- Ale pisz często, chce wiedzieć co u ciebie – powiedział, na co dziewczyna uśmiechnęła się i mocno przytuliła do brata. – Trzymaj się i uważaj na siebie.
- Ja zawsze uważam – odpowiedziała i weszła do pociągu machając bratu na pożegnanie. Westchnęła cicho, przeciskając się przez tłum uczniów, rozglądała się za wolnym przedziałem, jednak w każdym ktoś siedział. Jedyne na co w tej chwili miała chęć to usiąść w spokoju, włożyć do uszu słuchawki i zapomnieć o wszystkim.
Czarownica otworzyła drzwi do jednego z przedziałów. Siedział tam tylko Lorcan Scamander, więc Pru weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.
- Witaj - powiedział miłym tonem chłopak. Była zadziwiająco podobny do matki, blondyn o niebieskich oczach, posiadał cechy które, kiedyś charakteryzowały Lune Lovegood. – Jak tam?
Prudence zawahała się. Przez pierwsze dwa lata swojej nauki przyjaźniła się z młodym Scamnderem, jednak po pewnym czasie ich relacje się rozpadły. Panna Evedeen, była z jego bratem bliźniakiem Lyssandrem. Nie podejrzewała wcześniej, że takie same uczucia żywił do niej jej przyjaciel. Od tamtej chwili jedyne co potrafią to zamienić kilka nic nieznaczących słów. Dziewczyna usiadła z nim ponieważ wiedziała, że on nie będzie zadawał pytań. Znała go bardzo dobrze.
- Dobrze – odpowiedziała, nie zamierzała w chodzić w szczegóły – A co u Ciebie?
- Nie najgorzej- odpowiedział. Po czym wrócił do czytania gazety, którą trzymał w ręce. Pru zerknęła na tytuł i pokręciła głową. Teraz to była sensacja i wiedziała, że na pewno wszyscy już o tym wiedzą i będą pytać. Od miesiąc ”Prorok Codzienny” nie pisał o niczym innym .
Dziewczyna założyła na uszy słuchawki i popatrzyła za okno pociągu, nie zwracając uwagi na jej towarzysza. Spojrzała na niego tylko w momęcie w którym wstał i skierował się do wyjścia z przedziału. Everdeen westchnęła, bo wiedziała, że tak właśnie będzie. Była tego pewna odkąd w Proroku pojawiała się pierwsza wzmianka o tym. Czarodzieje z łatwością chłonęli informacje z tej gazety.
- Pru! – usłyszała czyjś uradowany krzyk i wyjęła z uszu słuchawki. Na widok blondynki uśmiechnęła się radośnie. Wstała ze swojego miejsca, a dziewczyna od razu rzuciła się jej na szyję.
- Jenny – powiedziała gdy tylko jej przyjaciółka się od niej odsunęła. Głębsze relacje miedzy nimi zrodziły się dopiero w drugiej klasie. Choć przez rok mieszkały razem w dormitorium, nie były wtedy zbyt blisko. Jednak jedno wydarzenie sprawiło, że teraz nie potrafią bez siebie żyć. Jest bardzo mało cech które je łączy i może właśnie dlatego nie pozabijały siebie nawzajem.
-Dlaczego nie pisałaś? – zapytała z urazą w głosie blondynka – Nie dostałam do Ciebie żadnej wiadomości od sierpnia.
- Jen przepraszam – powiedziała, nie chciała na nią patrzeć. Była jedną osobą której nie chciała ranić, innych mogła traktować jak śmieci, jednak nie ją. A zawsze, gdy coś nękało Everdeen wyżywała się właśnie na nie.
-  Czy to co wypisywali w Proroku przez cały sierpień to prawda? – zapytała po chwili Jennifer, nie chciała owijać w bawełnę, nie jeśli chodziło o takie rzeczy.
- Tak. Dali się złapać.
- Pru – powiedziała pocieszającym tonem Jenny.
- Wiesz, tutaj nie chodzi o to, że nigdy ich już nie zobaczę, bo nigdy nie byli kochającymi rodzicami. Byli źli, ale ja nie jestem lepsza. Moja matka była w Slytherinie, a ojciec w Dumstrangu, jestem do nich podobna, ale tylko jedna cecha spowodowała, że trafiłam do Grffyndoru, tylko jednak rzecz różni mnie o nich.
Prudence, kiedy nałożono jej głowę siedziała dość długo. Stara Tiara nie wiedziała gidze ją umieścić.  Powiedziała jej, że rzadko kiedy spotyka się osoby o takim charakterze. Gdyby nie to, że cechowała ja odwaga, trafiłaby do Slytheriun. Czasami miała wrażenie, że tam by było jej lepiej. Nie mogła oprzeć się tej pokusie, zawsze zadawała się ze ślizgonami.
- Nie jesteś nimi. Ani ty ani Nick. Jesteście podobni, ale nie jesteście nimi. – powiedziała pewna siebie Jennfer. Na tyle znała pannę Everdeen, że wiedziała, że nigdy nie będzie taka jak swoi rodzice. Choć nie należała do miłych i przyjaznych osób, raczej do szczerych i bezczelnych, nie posiadających instynktu.
- Byli tam nie tylko oni. Byli Zabini, Goyle oraz kilku innych których nazwisk nie pamiętam, ale tylko ich złapali. Bo tylko mój ojciec miał chorą ochotę zemścić się na Harrym Potterze. Jednak nasz Chłopiec Którzy Przeżył żyję, nie można powiedzieć, że ma się dobrze, ale żyję. A oni dali się złapać. Głupcy.
- Kto zginął? – zapytała blondynka i patrzyła na swoja przyjaciółkę z zainteresowaniem.
- Louis Weasley i oprócz niego Margaret Davies – odpowiedziała i wyjrzała przez okno. Ich podróż się dopiero zaczynała, czekały ją jeszcze dwa lata w szkole magii. Teraz jednak, gdy wyszło na jaw kim byli jej rodzice, wiedziała, że nie będzie już jak dawniej. Zawsze odstraszała uczniów, którzy się jej bali, ale teraz, że po tym, jak jej nazwisko widniało na głównej stronie czarodziejskiej gazety, razem z dopiskiem o morderstwie, będzie głównym obiektem rozmów i plotek.
- Nie było tam Malfoy’ ów? – zapytała z dociekliwością Jen.
- Nie – odpowiedziała. Znała się ze Scorpiusem od małego i był pierwszą osobę której zaufała. Chociaż oboje skrywają wiele mask, przed sobą nie mają tajemnic. Doskonale się rozumieją i ufają sobie.
- To dziwne – skomentowała blondynka i spojrzała na profil twarzy swojej przyjaciółki. Ta pokręciła tylko głową na znak sprzeciwu.
- Oni nie są tacy, tylko Lucjusz, ale on nie miał zamiaru zabierać się za brudną robotę.
- Po co akurat wtedy wybrali się do Ministerstwa? – zapytała zaciekawiona tym wszystkim Jenny.
- Prorok nie napisał wszystkiego. Ojciec wysłał patronusa, który dotarł do mnie i Nicka. Powiedział nam, że byli w Departamencie i że toczą walkę z aurorami. Nawet nie wiem kiedy to zrobił, ale godzinę później pojawili się przedstawiciele Ministerstwa. Zabrali nas do samego Ministra, gdzie powiedziano nam o tym co zrobili i zapytali się nas o dziwną rzeczy. Czy nie wiem, czego mogli szukać z Departamencie Tajemnic. Żadne z nas prawie nie rozmawiało z rodzicami. Nick mieszkał na Pokątnej, a ja zazwyczaj siedziałam u niego. Nie mówili nam nic. Odesłali nas do domu. Przez cały miesiąc sprzedawaliśmy rożne meble i niepotrzebne przedmioty z naszej rezydencji. Jednak woleliśmy siedzieć u Nickolasa, nigdy nie przepadaliśmy za tym domem.
Prudence nie śpieszyła się z opowiadaniem wszystkiego. Nawet nie wiedziała, czemu jest jej tak źle z tym faktem. Zawsze wiedziała, że jej rodzice nie mieli czystego konta. Nigdy nie darzyła ich szczególną sympatią, w jej domu nigdy nie było ciepła ani miłości.
Drzwi do przedziału właśnie się otworzyły, więc spojrzenie obu gryfonem powędrowało w tamtą stronę. Stanęła w nich Rose Weasley i widocznie chciała coś powiedzieć, jednak na widok twarzy Prudence zamarła. Po chwili otrząsnęła się i zwróciła do Jenny.
- Musimy być w wagonie prefektów za chwile.
Zamknęła za sobą drzwi i zaniknęła z oczu dziewczyna. Jennifer spojrzała na przyjaciółkę. Wiedziała, że teraz będzie jej ciężko. W końcu jej nazwisko siało teraz duży postrach i pogardę.
- Pru – zaczęła delikatnie, jednak panna Everdeen przerwała jej z wymuszonym uśmiechem.
- Idź. Zobaczymy się w szkole.
Blondynka uściskała swoją przyjaciółkę i wyszła z przedziału mając wrzuty, że ją zostawiła. Brunetka została sama więc znów na uszy założyła słuchawki. Był to prezent od Nick. Zaczarowane mp3 działało nawet w szkole. Dziewczyna ubóstwiała za to swojego brata. Teraz jednak wiedziała, że musi odpocząć od wszystkiego co działo się po za szkołą. Pru należała do mądrych i bardzo spostrzegawczych osób, toteż wiedziała, że teraz w szkole nie będzie za miło. Należała do Gryffindoru, a jej rodzice byli Śmierciożercami, nikt nie patrzył już na nią jak Prudence, tylko kojarzyło ją się z nazwiska Everdeen, pojawiającego się w Proroku ostatnio więcej, niż słowo magia.
Nie mogła tego wytrzymać, nie miała zamiaru być teraz sama. Szybko przebrała się w szkole szaty, a zwyczajne ubrania upchnęła w swojej poręcznej torbie. Zarzuciła ją na ramie i wyszła z przedziału. Schowała zaczarowaną mp3 do kieszeni. Takie przedmioty nie były zbyt popularne i tolerowane w Hogwarcie, więc wolała się nim nie afiszować.
W wagonach trochę się już przeludniło. Wielu uczniów znalazło już miejsca w przedziałach i w ożywieniu rozpamiętywało minione wakacje.
Gdy dziewczyna przechodziła przez wagon, dostrzegła Scorpiusa.. Stał tyłem rozmawiając z jakąś dziewczyną ze Slytherinu, której nie kojarzyła Pru, choć znała wielu ślizgonów. Ona i blondyn mieli swoje nawyki z dzieciństwa. Właściwie to nie pamiętali czasów w których się nie znali. Co dziwne ich znajomość nie upadła, kiedy trafili do różnych domów. Przez rok, podczas którego dziewczyna była w Hogwarcie, często pisała do syna Dracona.
- No proszę Malfoy – powiedziała i długo nie musiała czekać, aż blondyn się odwróci.
Chłopak był wysoki i bardzo podobny do swojego ojca. Dziewczynę więc ani trochę nie dziwiło, że był marzeniem sporej damskiej części Hogwartu.
Patrzyła na nią swoim przenikliwym spojrzeniem. Wiedział o zajściu z wakacji. Napisała mu to i tylko jemu. On był jedyną osobą, która mogła go zrozumieć. Jenny, oczywiście, była wspaniała przyjaciółką, ale Scorpius znał bardzo dobrze sytuację jej rodziców.
- Jak się trzymasz? – zapytał cicho. Dziewczyna z która wcześniej rozmawiał odeszła ze zdenerwowaną miną.
- Nie najgorzej – odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
- A jak się trzyma Nickolas? – zapytał ponownie. On i Nick zawsze byli w dość dziwnych relacjach. Zazwyczaj gdy mieli ze sobą styczność to się kłócili, jednak potrafili się opanować. Kilka razy brunetka widziała ich jak normalnie rozmawiają.
- Nie jest źle – odpowiedziała patrząc w szare oczy swojego rozmówcy. Czasem ją zastanawiało jak mogła z nim wytrzymać, jednak czym byłoby życie bez upierdliwego Malfoy’ a?
Scorpius rozejrzał się po wagonie, nie było na nim prawie żadnych uczniów oprócz pary całujące się kilka metrów od nich. Chłopak najwidoczniej się niczym nie przejął, jednak nachylił się na dziewczyną i szepnął:
- Mój ojciec się wściekł. Nie wiedział jakim cudem dali się złapać i nie mógł wpaść na pomysł dlaczego byli w tedy Ministerstwie.
- A Lucjusz? – zapytała dziewczyna patrząc przenikliwe na blondyna. Jego dziadek o wiele bardziej pasjonował się tym wszystkim od Dracona.
- Milczy w tej sprawie – odparł i ciężko westchnął. – Wie coś, ale nie powie. Niestety.
Prudence zacisnęła w wargi w zamyśleniu. Interesowała ją co jej rodzice robili w Ministerstwie i chciała się dowiedzieć.
- Zabini tam byli – odpowiedziała po chwili namysłu – Oni muszą coś wiedzieć.
Scropius zaśmiał się i spojrzał na nią z rozbawieniem.
- Chyba nie uważasz, że oni coś wiedzą – odpowiedział. Rzeczywiście Marcus oraz jego niebywale piękna siostra nie mogli wiedzieć za dużo. Nikt o zdrowych zmysłach nie powiedział by nic mało inteligentnemu chłopakowi, a jego próżna siostra nie interesowała się takimi rzeczami.
- Masz rację i z resztą syn Goyla chyba też nie będzie poinformowany – dodała i spojrzała na Malfoya. Pamiętała czasy kiedy był niższy od niej, jednak teraz to ona patrzyła na niego z dołu co było delikatnie mówiąc frustrujące.
- A Nick? – zapytał Scorp. Zawsze wydawało mu się, że Nickolas był pupilkiem tatusia. Był dobrym uczniem i nigdy nie robił wyskoków w stylu swojej siostry.
- On… Nie… Nie wiem – odpowiedziała ze zdziwieniem, bo nie zastanawiała się nad tym. Jej brat może i spędzał dużo czasu z ojcem, to nigdy nie myślała, że mogli by rozmawiać o takich rzeczach.
- Napisz do niego, ale ostrożnie – podpowiedział z uśmiechem. Pru wiedziała, że jego ciekawiło to wszystko tak samo jak nią.
- Nie powinieneś być w wagonie prefektów? – zapytała, bo przypomniała sobie, że Jen wyszła na to spotkanie. Chłopak cicho się zaśmiał i zmierzył sobie włosy dłonią.
- Powinienem, ale jakby to powiedzieć, tam jest dość nudno – odpowiedział i uśmiechnął się lekko. – A po za tym nie miałam ochoty na kolejną miłą i przyjemnie spędzoną podróż z gronem Potterów i Weasley’ ów.
Prudence uśmiechnęła się. Wiedziała jakimi uczuciami darzy się Albus ze Scorpiusem. Nie dzieliło ich to, że należeli do innych domów, ale rodzina. Harry Potter choć może nie wprost, jednak często wyrażał swoją niechęć do ojca Scropa. Dracon, mówił otwarcie o jego relacjach z Wybrańcem za czasów szkoły. Iskrą w ich znajomości były mecze Qudditcha oraz chęć bycia lepszym. Zawsze rywalizowali ze sobą. Dziewczyna zawsze nazywała to „dziecinnymi zabawami” i otwarcie nabijała się ze swojego blond przyjaciela.
- Jak zapewne się domyślam, nie masz gdzie zająć miejsca – odpowiedział lustrując ją znowu spojrzeniem szarych oczu.
- Tak, a ty będziesz wspaniałym przyjacielem i zaprosisz mnie do przedziału w którym siedzą sami ślizgoni. Wybornie – podsumowała i otworzyła przesuwane drzwi wchodząc do środka teatralnym krokiem.

*&*

Siedziała przy stole gryfonów obok Jennifer która właśnie trzymała w rękach kielich z sokiem dyniowym i wpatrywała się w podest nauczycielski.
- Jak myślisz jaka będzie ta nowa Weasley od Obrony Przed Czarną Magią? – zapytała panna Chevalier.
- Jakbyś uważnej czytała, to ona jest siostrą Louisa, tego, którego zabił mój ojciec – wycedziła przez zaciśnięte zęby Pru lekko zdegustowana zachowaniem przyjaciółki. Na tę wiadomość Jenny cicho pisnęła i zakryła sobie usta dłonią.
- Może… - zaczęła Jennifer, próbując załagodzić sytuację.
- Słuchaj – zwróciła się do niej i patrzyła prosto w niebieskie oczy swojej przyjaciółki – Ludzie na tym świecie nie są tacy dobrze. Moi rodzice, zabili jej brata. Oni wszyscy myślą, że ja też taka będę. Wszyscy już zdążyli mnie osądzić. Kiedyś nienawidzili mnie za charakter. Teraz nienawidzą mnie za nazwisko.
Jen zacisnęła wargi, nie wiedziała co odpowiedzieć Prudence. Była mądra i zawsze potrafiła znaleźć wyjście sytuacji i znała się na ludziach, ale jej nie mogła rozszyfrować. Od czterech lat jej przyjaźni, nadal nie znała całej brunetki.
Pru odnalazła wzrokiem postać Scorpiusa siedzącą przy stole ślizgonów. Był zwrócony do niej tyłem. Obok niego dostrzegła Finnicka Greengrass. Był rok starszym od blondyna, synem siostry Astroii. Nosił nazwisko matki, ponieważ nigdy nie miał przyjemności jego poznać.
Siedząc z nimi w przedziale zdążyła ich o wiele lepiej poznać. I była z tego zadowolona, ale oni tez patrzyli tylko na nazwisko. Zadziwiające, że do Hogwartu, należy wiele dzieci, albo wnuków Śmierciożerców, tylko, teraz świeże wiadomości odnowiły im pamięć.

*&*
                  
Prudence stała przy swoim łóżku w Dormitorium dziewcząt. Wszystkie krzątały się rozpakowując swoje rzeczy i klekocząc bez zastanowienia o wakacjach. Jen okupywała łazienkę, toteż jej przyjaciółka została sama. Nigdy nie przepadała za swoimi współlokatorkami. Nie miały wspólnych tematów, nigdy nie próbowały zawrzeć znajomości. Bethany McLaggen szczerze nie cierpiała brunetki. Była osobą płytką i głupią, a Pru miała do niej obojętny stosunek. Zazwyczaj ją ignorowała, uważają jej wypowiedzi za Malo znaczące. Teraz ta prowadziła dość denną konwersację z Casidney Brown, ze swoją najlepszą przyjaciółka, choć raczej utrzymywało się powiedzenie „ogonkiem”. Jako, że córka Lavender nigdy nie odstępowała jej na krok i robiła za „przynieś, podaj, pozamiataj”. Lekko mówiąc, ale Pru gardziła takimi ludźmi i nabijała się z nich.
- No a ty co powiesz o wakacjach Everdeen? – zapytała z uśmieszkiem Bethany. Brunetka odwróciła się w jej stronę i spojrzała na nią kpiąca.
- Na pewno ciekawsze rzeczy od przelecenia kilku frajerów.
Obie dziewczyny z dormitorium zarechotały na co Prudence wywróciła oczami. Miała na sobie już krótkie spodenki oraz duża bluzkę w której spała i właściwie jedyne o czym teraz myślała to żeby się położyć. Więc odwróciła się od nich, ignorując je. Stojąc przy swojej szafce zdejmowała biżuterię.
- Jasne, zapewne ty i twoi kochani rodzice znaleźliście sobie niezłą zabawę. Za rok pewnie będzie to samo – powiedziała, czemu od razu towarzyszył śmiech Brown. – Ah, na śmierć zapomniałam. Ty już nie zobaczysz sowich rodziców.
- Nie obrażaj moich rodziców – wycedziła przez zaciśnięte zęby i odwróciła się do w stronę blondynki z wyciągnięta różdżką – Nie masz prawa.
Beth już nie była tak pewna siebie, wręcz przeciwnie zlękła się.
- Są mordercami – powiedziała McLaggen – Takimi jak ty.
Pru chciała rzucić zaklęcie, jednak w tym samym momencie drzwi łazienki otworzyły się. Jennifer widzą co się dzieje szybko znalazła się miedzy swoimi współlokatorkami.
- Nie warto – zwróciła się do swojej przyjaciółki, która opuściła różdżkę. Panna Everdeen nie odzywając się ani słowem odłożyła różdżkę na stolika a sama położyła się do łóżka. Wiedziała, że tak będzie, a to dopiero początek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz