16 sierpnia 2012

Rozdział 2: You’re gonna go far, kid


 Now dance, fucker, dance
Man, he never had a chance
And no one even knew
It was really only you

 And now you steal away
Take him out today
Nice work you did
You’re gonna go far, kid
  


Fred Weasley nigdy nie potrafił usiedzieć w spokoju, zawsze musiał coś robić. Teraz kiedy, przebudziły go poranne promienie słoneczne, które przebiły się przez grube zasłonki nie potrafił bezczynnie leżeć. Swoimi brązowymi oczami powędrował w stronę zegarka. Westchnął cicho i opadł z powrotem na łóżko.
- James, Logan! – powiedział dość głośno, aby wzbudzić swoich przyjaciół ze snu. Potter spał lekko więc od razu się obudził i wyklną Weasley’ a. Jękną cicho i nakrył się kołdrą, zasłaniając przed słońcem.
- Logaś. Wstawaj – zwrócił się potem, do chłopaka śpiącego w łóżku po jego prawej stronie.
- Nie nazywaj mnie Logaś! – krzykną gryfon i rzucił poduszką we Freda. Ta jednak chybiła i przeleciała prze cały pokój, lądując przy ścianie. Dwójka pozostałych lokatorów, zaczęła narzekać na poranne wrzaski i mozolnie zwlekać się z łóżka.
- Widzicie panowie. Bierzcie z nich przykład, szkoda dnia – powiedział uradowany Freddie, jednak na przekór sobie, sam nadal leżał. Lustrował spojrzeniem pomieszczenie. Nie umknął mu uwadze, dziwny przedmiot, który wiele razy widział na koncertach Fatalnych Jedz, mianowicie gitarę.
- Naprawdę Logaś zamierzasz na tym grać? – zapytał z niedowierzaniem. Jego przyjaciel westchną cicho i z powątpieniem spojrzał w stronę Weasley’ a.
- Tak, zamierzam i nie jestem Logaś– odpowiedział i usiadł na swoim łóżku. Przeczesał ręką swoje jasnobrązowe włosy, które dzisiaj były w wyjątkowym nieładzie.
- Myślisz, że laski na to poleca? – zapytał i spojrzał z ciekawością, na Logana. Ten tylko znów w akcie załamanie opadł z powrotem na łóżko i westchną teatralnie.
- Z całą pewnością, Tobie to i taki sprzęt niepotrzebny, ty i tak dajesz sobie świetnie radę przystojniaczku – wtrącił się Potter i wstał z łóżka. Archer zaśmiał się i spojrzał z powątpieniem na dwójkę swoich przyjaciół.
- Czy ktoś wątpi w to, że jestem przystojny? – zapytał Fred i rozejrzał się w wokoło.
- Nie śmiałbym – odpowiedział Logan nabijając się z blond przyjaciela. – A ty James?
- Ależ skąd.
- No widzisz kochasiu jak ty masz z nami dobrze-  powiedział Archer i odrzucił nakrycie, powoli wstając z łóżka.

*&*

Prudence szła szkolnym korytarzem razem z Jennifer. Brunetka od rana nie mówiła za wiele, jednak jej przyjaciółka była przyzwyczajona do takich zajść i rozumiała ją.
- Pru – zaczęła powoli, jednak ta pokręciła przecząco głową.
- Wiem co chcesz powiedzieć i nie – szepnęła cicho, nie chcąc by usłyszały je przechodzące puchonki. – Idź sama. Zobaczymy się na pierwszej lekcji.
Jen popatrzyła za odchodzącą Everdeen ze smutkiem w oczach. Było jej szkoda, nie lubiła momentów w których była bezsilna. Teraz nic nie mogła poradzić. Dostrzegła przed sobą Malfoya. Nie przepadała za nim, ale jednak był przyjacielem Prudence, a ona chciała jej pomóc. Stał rozmawiając z Finnickiem, którego blondynka nigdy nie tolerowała.
Syn Dracona spojrzał pytająco na młoda Chevalier i ku jej zdziwieniu wyszedł naprzeciw, odchodząc od grupki ślizgonów.
- Co jest?  -zapytał i spojrzał swoimi szarymi oczami na gryfonkę.
- Musisz z nią pogadać. Ona Ciebie posłach – powiedziała i westchnęła. Malfoy był jedyną osobą, która mogła coś zrobić w tej sytuacji. Wiedziała, że te słowa wystarczyły by blondyn zrozumiał o co chodzi. Kiwnął głową, nic nie odpowiadając, a Jen weszła do Wielkiej Sali. Rozejrzała się po stole Gryffindoru, w nadziei, że odnajdzie jakaś znajomą twarz.
- Jenny! – usłyszała swoje imię i od razu uśmiechnęła się na widok Niny. Dziewczyna była blondynką, dobrą przyjaciółką Rose Weasley.
- Cześć – przywitała się Jen i usiadła naprzeciwko gryfonek – Jak tam? – zapytała, nakładając sobie na talerz jedzenie. Rudowłosa zlustrowała ją chłodnym spojrzeniem, oraz nie zamierzała odpowiedzieć na jej pytanie. Uniosła lekko podbródek, gest który zapewne oddziedziczyła po matce.  Lubiła Jennifer, jednak, była uprzedzona do Prudence, przez co, nie zamierzała otrzymywać jakiegokolwiek kontaktu z jej przyjaciółką.
- Całkiem nieźle  – odpowiedziała z uśmiechem Nins. Zawsze lubiła rok starszą blondynkę i utrzymywały dobry kontakt. Często zdarzało im się dyskutować o eliksirach, gdyż obie dziewczyny bardzo lubiły ten przedmiot. Poznały się na jedynym ze spotkań Kluby Ślimaka. Jen była na czwartym roku kiedy profesor odkrył nowy talent, którym była Watson.
- Jak wakacje? – zapytała Nina i uśmiechnęła się do swojej przyjaciółki, odgarniając włosy za ucho. Nie zwracała uwagi na naburmuszoną minę Rosie. Przez lata, podczas których stały się sobie całkiem bliskie, zrozumiała doskonale jej naturę i usposobienie. Postanowiła, jak na razie ja zignorować.
- Nie było najgorzej, odwiedziłam kilku dalekich krewnych – odpowiedziała Jenny. Ojciec dziewczyny był francuzem i tam właśnie mieszkali. Blondynka była jedynaczką, posiadała spore grono kuzynów w dalszej części Francji. Uczyli się oni w tamtej szkole magi, wiec widywała ich zaledwie kilka razy w roku. Chloe, była rok starsza od Jen i dogadywały się bardzo dobrze. Mieszkała w małej wsi, nad Oceanem Atlantyckim, dziewczyna spędziła tam ponad połowę wakacji. Gdy jest w szkole, często pisze do swojej kuzynki, kiedy potrzebuje rady lub pocieszenia.
- A jak było u Ciebie? – zapytała zwracając się do przyjaciółki. Nie była prawie głodna, z resztą, rzadko kiedy blondynka była głodna. Wiele osób posądzało ją o anoreksję. Jennifer unikała sprytnie odpowiedzi, wykręcając się. Ucinała temat, lub mówiła, że musi odejść. Nie lubiła jeść, ale nigdy nie widziała u siebie wielu wad. Nie uważała, że jest za gruba, jak wiele nastolatek w jej wieku. Mało osób wierzyło jej, że jest zdrowa. Była drobna i niska, często określano ją mieniem „niewinna”. Ludzie którzy choć trochę ją znali, wiedzieli, że to stwierdzenie jest mylące. Dziewczyna potrafiła dać w kość i miała wiele na sumieniu.
- Wiesz, rodzice mugole. Nie było za ciekawie – odpowiedziała z lekkim uśmiechem Watson. Jej rodzina nie tolerowali tego, kim była. Faworyzowali, jej o dwa lata młodszą siostrę. Gdy dziewczyna wracała do domu na wakacje, czuła się obca i niechciana. Jej dom był w Hogwarcie i zawsze się tego uparcie trzymała.
- A jak Twoja przyjaciółka je spędziła? – wtrąciła się Rose, z wrednym uśmiechem na twarzy. Panna Weasley, jeśli chciała potrafiła pokazać pazurki.
Jen była spokojna, zawsze posiadała dar wytrzymałości. Nie wpadała w panikę, ani nigdy nie robiła się wściekła, na tyle, by stracić nad sobą kontrolę. Właśnie za to Prudence ją podziwiała. Ona tego nie potrafiła, była wybuchową osobą, nie potrafiąca się pohamować.   
- Rose – jej głos sam w sobie uspokajał – Myślę, że to nie miejsca na takie kpiny. Jesteś strasznie powierzchowną osobą. Wrzucasz każdego do jednego worka. Dam Ci dobry przykład. Spójrz na swoją rodzinę. Na Lily, Hugona, Albusa. Ile to razy bronisz się przed tym, że oni są z tobą spokrewnieni? Jednak, nie zmienisz ich. Rodziny się nie wybiera. Podobno jesteś inteligenta Roseann Weasley, więc pomyśl.
Jennifer podniosła się z miejsca niedokańczająca śniadania. Była zła na rudowłosą jednak nie chciała dać tego po sobie poznać. Kiwnęła w stronę obu piętnastolatek i skierowała się do  wyjścia.
Przeszła wreszcie próg sali gdy na jej drodze pojawił się James Potter razem ze swoimi przyjaciółmi. Byli na tym samym roku, jednak nigdy za nimi szczególnie nie przepadała. Należała do całkowicie innego typu społeczeństwa. Teraz, kiedy zaistniała cała sytuacja z rodzicami Pru wiedziała, że będą i na nią patrzeć z pogardą. Kto z kim przystaje takim się staje. Nie obchodziło ją to. Zbyt mocno kochała Everdeen.
Przechodząc obok nich spostrzegła, że cała trójka przygląda się ich. Była podenerwowana przez Rose. Czasem narzucało jej się zachowanie Prudence i nie umiała trzymać języka za zębami.
- Myślę, że nie jestem eksponatem w muzeum któremu trzeba się tak przyglądać.
Zatrzymali się i popatrzyli na nią ze zdziwieniem. Wiedzieli, że nigdy nie zdarzyło jej się wybuchnąć, a przynajmniej nie w ich obecności.
- My naprawdę nie chcieliśmy.
Zaczął Logan, jednak Potter przerwał mu raptownie wychodząc do przody. Stanął naprzeciwko Jenny z ironicznym uśmieszkiem na ustach. Dziewczyna miała ochotę go uderzyć. Powstrzymała się. Umiała nad sobą panować.
- Dziwi Cię to? – zapytał patrząc jej w oczy – Spójrz z kim się zadajesz. Z mordercą. Każdy wie, że dzieci śmierciożerców zostają śmierciożercami.
Jennifer zaśmiała się i spojrzała na młodego Pottera jak na wielkiego idiotą. Ten patrzył na nią przenikliwie.
- Wiesz James. Uroda to nie wszystko. Ludziom potrzebny jest jeszcze mózg. A Tobie najwidoczniej go brakuje.
Odeszła, po wypowiedzeniu ostatniego zdania skierowała się do schodów. Nie odwróciła się za głosem bruneta. Nie obchodziło ją co ten chciał jej powiedzieć. Wiedziała, że musi go teraz zignorować.

*&*

Scorp nie miał problemów żeby znaleźć swoją przyjaciółkę. Siedziała na balustradzie Wierzy Astronomicznej. Wystarczyła chwila, aby ta zachwiała się do przodu i spadła. Chłopak bał się do tego przyznać, jednak w głębi serca martwił się o nią.
- Nie pal tyle – powiedział podchodząc bliżej. Ta tylko delikatnie przekręciła głowę w jego stronę. Na jej ustach gościł wesoły uśmieszek.
- Kto to mówi – zauważyła gdy ten znalazł się obok niej i oparł ręce o balkon. Wypuściła dym ustami i podała mu papierosa. Ślizgon poklecił jednak przecząco głową.
- Nie, dzięki.
- A od kiedy to nie palisz? – zapytała i wypuściła dym ustami. Malfoy popadł w nałóg ponad rok temu dzięki Finnickowi. Ona nie była uzależniona, jednak gdy się denerwowała potrzebowała nikotyny.
- Od pewnego czasu.
 W prawdzie powiedziawszy Scorp palił nadal. Jednak nie lubił gdy ta mówiła, że jest uzależniony. Nie chciał być od niczego zależny. Bronił się przed tym jak tylko mógł. Nie przewiązywać się do rzeczy, miejsc i ludzi. To czyniło go jednako szczęśliwszy od reszty ludzi, którzy cierpieli z tych oto powodów, jednak on nie korzystał z życia tak jak powinien.
- Kogo próbujesz oszukać, bo na pewno nie mnie. – powiedziała gasząc papierosa o balustradę a niedopałek wyrzucając z wierzy.  Znała go zbyt dobrze by wiedzieć, że tego nie zrobił. Przełożyła nogi przez barierkę i obróciła się w jego stronę. Popatrzyła się na niego swoimi przenikliwym oczami.
- A ty? – zapytał kładąc dłonie na rurze po obu stronach jej nóg. – Pru się boi. Nie chce dać tego po sobie poznać, jednak czuje się zagubiona.
- Nie boje się.
- Zawsze otaczałaś się murem. Tak jak robisz to teraz. Ale już nie wpuszczasz tam ani mnie ani Jennifer.
Patrzył jej w oczy. Żadne z nich nie chciało spuścić wzorku, zostali nauczeni, że to czyni ludzi lepszymi. Ludzie słabi boją się w nie patrzeć.
- Scorp – zaczęła, próbując znaleźć odpowiednie słowa – To nie jest tak. Ja po prostu wiem, jak ludzie na to patrzą. Nie jestem taka jak oni. Nie zabijam. Brzydzę się śmiercią. Ale nie pozwolę nikomu ich obrażać. Oni nie byli źli. Oni wierzyli w złe idee. Nie – zaprzeczyła kiwając lekko głową – Nie staram się ich usprawiedliwić, bo wiem, że robili złe rzeczy. Ja po prostu wiem, że tak naprawdę umieli kochać. Czasem ludzie wierzą w złe rzeczy. Ale…
Scorpius przerwał jej, delikatnie zepchnął z barierki tak by stanęła przed nim. Objął ją ramieniem, wiedział co chce mu przekazać. Pogładził ją delikatnie po włosach. W duchu wiedział, że robi źle, bardzo źle. Sam jednak nie umiał się powstrzymać.
- Już – szepnął cicho – Wiem Pru. Naprawdę wiem.

*&*

Lily Potter szła korytarzem Hogwartu. Nigdy nie miała za dużo koleżanek. Zawsze obracała się raczej w męskim gronie. Tak, też było teraz. Rudowłosa miała specyficzny charakter, który pasował małej części osób. Jednak nie przeszkadzało jej to. Lubiła siebie.
Przekroczyła właśnie próg Pokoju Wspólnego. Dostrzegła tam Nine razem ze swoją kuzynką. Z braku lepszego zajęcia usiadła na kanapie obok nich.
- Część – przywitała się i posłała w ich stronę uradowany uśmiech. Rose jednak spojrzała na nią z wyrzutem. Miała zły humor od samego śniadania, a obecność Lily wcale go nie poprawiała.
- Czego chcesz? – zapytała. Miała nadzieje, że zaraz sobie pójdzie. Młoda panna Potter była raczej osobą upierdliwą i złośliwą, więc wiedziała, że szybko jej się nie pozbędzie.
- Uspokój się Ross – powiedziała twardo Nina i wstała. Dwie gryfonki prawie się nie kłóciły, chyba, że szło im o coś naprawdę poważnego. Dlatego w tym momencie Weasley spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- O co ci chodzi?
- Nie oszukujmy się. Jennifer Cie wkurzyła, ale miała racje. Robisz z tego nie wiadomo co. A ona po prostu powiedziała prawdę.
Nina kochała Rosie, jednak chwilami miała dość jej krótkowzroczności. Westchnęła cicho i założyła swoją torbę na ramie:
- Czasem, po prostu trzeba umieć pomyśleć samemu. O innych. Postawić się na ich miejscu. Spojrzeć na sytuacje z ich perspektywy.
Watson skierowała się do drzwi wychodzących na korytarz. Musiała na chwile odpocząć od swojej przyjaciółki. Potrzebowała chwili spokoju.

*&*

Fred spacerował po błoniach razem z Nathalie trzymając się za ręce. Byli już ze sobą od kwietnia i dobrze im się układało. Weasley słynął raczej z tego, że trudno szło mu dochowanie wierności jednak teraz sobie z tym radził.  
- Następnym razem zabieram Cię ze sobą do Hiszpanii – powiedziała i spojrzała na niego z uśmiechem. Jej rodzina od strony matki pochodziła właśnie stamtąd. Lubiła jeździć do babci, jednak większość czasu się tam nudziła. W wakacje brakowało jej poczucia humoru Freda.
- Z wielką chęcią – odpowiedział gryfon i objął ramieniem blondynkę. Weasley bardzo rzadko bywał zakochany, raczej wolał być singlem. Jednak od kiedy był z Nath jego podejście lekko się zmieniło. Ciężko mu było się do tego przyznać. Zarówno on jak i James uważali to za słabość. Kiedyś nawet prowadzili notatnik kto poderwie więcej panienek i wszystko to punktowali. Logan przerwał im to szczeniacką zabawę paląc zeszyt na ich oczach. Tylko Archer umiał nad nimi panować i trzymał ich w ryzach gdy była potrzeba. 
- O ile tam pojadę – zauważyła i spuściła głowę lekko w dół – Moja matka nie przepada raczej za swoją siostra, wiec po śmierci babci wątpię abyśmy tam jeździli.
Syn Georga nie był osobą zanadto wrażliwą i czułą, więc nie wiedział co odpowiedzieć swojej ukochanej a propos choroby jej babci. Najzwyczajniej w świecie nie umiał pocieszać ludzi. Co miał mówić „Będzie dobrze?” czy może „Wszystko się ułoży.”. Tak bardzo tego nienawidził.
- Ale w tym roku chyba nie czuła się bardzo źle? – zapytał, bojąc się aby nie powiedzieć nic niestosowanego.
Jego ukochana pokręciła przecząco głową. Na jej twarzy malował się smutek. Freddie wiedział ile babcia znaczyła dla Nathalie. To starsza kobieta zajmowała się nią, kiedy rodzice byli zbyt zajęci pracą. Pół życia spędziła w Hiszpanii.
- Nie było za dobrze. Coraz częściej traci przytomność i nie pamięta co się dzieje. Rak mózgu rozwija się bardzo szybko.Zostało jej niewiele czasu.
Nie umiał odpowiedzieć. Klną na siebie w duchu bo nie potrafił nic w tej chwili zrobić. Przytulił dziewczynę do siebie, w nadziei że ta nie powie już nic więcej. Był pewnym siebie, wygadanym rozrabiaką, ale nie teraz.

*&*

- No to co powiesz Di? – zwrócił się Finnick do swojej rozmówczyni z uśmiechem na ustach. Ta rozsiadła się tylko wygodniej na fotelu w pokoju wspólnym.
- Myślisz, że Ci powiem? – zapytała i cicho się zaśmiała. Miała w tej szkole różne opinie, krążyło o niej wiele plotek. Większość to ona sama rozpuściła. Lubiła mieć władzę nad tym co sądzą o niej wszyscy.
- Tak Dianne, mam taka nadzieję – odpowiedział i usiadł na brzegu stolika obok dziewczyny. Intrygowała go. Miała zaledwie piętnaście lat jednak jej osoba była stanowczym wyzwaniem dla Greengrassa.
- Wiesz Finnick, to nie tak, że nie mogę Ci powiedzieć, ale ja po prostu nie chce – powiedziała i uśmiechnęła się ironicznie do blondyna. – Nie jestem Ci nic winna. Nie muszę mówić Ci nic.
Wstała z fotela zgrabnym ruchem. Posłała w jego stronę buziaka i teatralnie odmaszerowała w stronę swojego dormitorium. Na jej twarzy malował się wesoły uśmiech. Lubiła mieć ludzi w garści. A teraz była pewna, że Finnick Greengrass należy do niej. To ona miała nad nim władzę, a on dla jej słów był gotów zrobić dosłownie wszystko. Cieszyło ją to, jak łatwo mogła wykorzystać chłopaka.
 Otworzyła drzwi do swojego pokoju i usiadła brzegu łóżka. W pomieszczeniu oprócz niej znajdowała się tylko Alyss. Miała krótkie blond włosy i tunel w uchy. Była charakterystyczną osoba, rzucającą się w oczy. Zawsze posiadała odmienne zdanie i była po prostu sobą.
- Hej – rzuciła krótko w jej stronę, na co blondynka tylko lekko kiwnęła głową i wróciła do czytania książki. Di westchnęła cicho i położyła się na łóżku. Spojrzała na zegarek na którym widniała prawie godzina dwudziesta. Jak na pierwszy dzień lekcji nie było tragicznie. Poznała się na tej nowej Weasley, która od początku nie przypadła jej do gustu. Wydawała jej się zbyt pewna siebie, czego u innych ludzi panna Zabini nie tolerowała. Jednak nowa blond profesor była powiązana ze napadem na Departament Tajemnic, o czym Fin bardzo pragnął dowiedzieć się więcej. Dianne nie wiedziała, czemu akurat ona została do tego wybrana. Wiedziała jakim szacunkiem w tym gronie cieszyła się Prudence Everdeen, choć ona sama tego nie wiedziała. Zabini miała do wykonania misję, której nie mogła zawalić. Od tego zależało za dużo.
Delikatnie odchyliła rękaw swojej szaty z widniejącym Mrocznym Znakiem. Przyglądała mu się przez chwile, po czym z powrotem opuściła materiał. Była wybrana.

_______________________________________________________________


Zachęcam do komentowania i zapraszania znajomych do czytania mojego fanficition. ;)

5 komentarzy:

  1. Nie zazdroszę Pru, że tak powiem ma mocno przechlapane. Rozdział jest swietny i od razu przypadła mi do gustu Panna Potter :D Czy mogłabyś mnie informować o nowych notkach na prezent-od-losu.blogspot.com? Byłabym wdzięczna

    OdpowiedzUsuń
  2. Spoko. Gdy tylko pojawi się kontynuacja dam Ci znać. ;)
    A Panna Potter to co cóż Panna Potter. ^^"

    OdpowiedzUsuń
  3. Czujesz, że to nie jest to. Czujesz, że czegoś ci brakuje i na pewno nie jest to najnowszy model kuchenki mikrofalowej. Może to potrzeba sprawdzenia? Nie, nie. My tutaj nie sprawdzamy. Oceniać mogą ocenialnie, słodzić można herbatę, a sprawdzanie zostawmy innym. Wiesz kim jesteśmy? Jesteśmy gronem, którego zadaniem nie jest wytykanie twoich potknięć. Jesteśmy gronem, które nie czyha na błędy ortograficzne i interpunkcyjne. W końcu jesteśmy gronem, które nie różni się niczym od ciebie. Kochamy pisać i chcemy, by ta pasja mogła się rozwijać. Wiesz co możemy ci zaoferować?
    Pełen zestaw dobrodziejstw! Schludnie posegregowane działy, które aż proszą się o zapełnienie twoją twórczością; przystępnie napisane poradniki; warsztaty literackie, dzięki którym możesz pisać jeszcze lepiej i całe mnóstwo innych działów, gdzie czas marnuje się niezwykle przyjemnie!
    Za oknem szemrze deszcz, a w pokoju rozlega się stukot na klawiaturze. Monotonny dźwięk sprawia, że pisarz zapadł w głęboki sen. Nagle z monitora zaczęła kapać woda. Najpierw spłynęło tylko kilka kropli, ale szybko zamieniły się w strumienie. Ze stacji dysków wystrzelił księżycowy ptak o miętowych piórach i zaczął obijać się o sufit. Kabel myszki zamienił się w czarnego węża, z klawiatury wypadło stado kolorowych pająków. Wiesz co się dzieje? To właśnie twoja wyobraźnia.
    Otwórz drzwi. Lorem Ipsum czeka na ciebie.
    | lorem-ipsum.dl.pl |

    Administracja
    (najmocniej przepraszam za spam w komentarzu, ale nie mogłam dopatrzyć spamownika!)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział, czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Następna część jest już napisana w połowie, więc przy dobrych napadach weny pojawi się koło niedzieli. ;)

    OdpowiedzUsuń