13 listopada 2012

Rozdział 3: I'm passing over you like a satellite


That's why we won't back down
We won't run and hide
Yeah, 'cause these are the things that we can't deny
I'm passing over you like a satellite
So catch me if I fall
That's why we stick to you game plans and party lives
But at night we're conspiring in by candlelight
We are the orphans of the American dream
So shine your light on me





Prudence była już lekko mówiąc spóźniona. I nie zrobiła tego specjalnie. Nie chciała rzucać się od razu w oczy nowej nauczycielce Obrony przed Czarną Magią. Trochę bała się jej reakcji na widok córki Everdeenów. To w końcu oni zabili jej brata.
 Gdy dotarła pod klasę stanęła. Nie mogła się przemóc, żeby pociągnąć klamkę. Swoje zgrabne palce trzymała już zaciśnięte na metalowym przedmiocie, jednak nie umiała wykonać jednego prostego gestu.
- Może byłabyś taka łaskawa i weszła do środka – odezwał  się głos za brunetką, którego ona wcześniej nie usłyszała.
- Och – wydusiła z siebie i machinalnie ściągnęła dłoń z klamki. Spojrzała lekko do tyłu i napotkała czekoladowe oczy Jamesa Pottera.
Tylko tego teraz brakowało.
- Czyżbyś się bała? – zapytał, a na jego ustach zagościł wredny uśmieszek. To spowodowało, że Pru odzyskała zdrowy rozsądek i powoli w jej głowie zaczęło się układać. Choć od rana panował tam mętlik . – Ale czy strach dopada śmierciożerców?
- A widzisz tutaj jakiegoś Potter? Czyżby Twoje okulary nie spełniały swojej roli? – odpowiadała pytaniem na pytanie, grała w grę, której tylko ona znała reguły. Nie mogła się zapomnieć przy tym gryfonie. Był on w końcu synem sławnego Harry’ ego Pottera. Dziewczyna pociągnęła klamkę, nie chcąc stać dłużej samemu z brunetem.
- Dzień dobry – powiedziała wchodząc do klasy. Wszystkie pary oczu zwróciły się na nią i stojącego metr dalej chłopaka – Przepraszam za spóźnienie.
Pru skierowała się do swojej ławki, jednak zanim zdążyła zając miejsce obok Jennifer panna Weasley zapytała:
- Jak się nazywasz?
Nie było to podchwytliwe pytanie, ona naprawdę nie wiedziała kim jest szatynka. Gryfonka poczuła jakby kamień spadł jej z serca. Choć wiedziała, że to nie koniec.
- Prudence Everdeen.
Nie zrobiła nic. Po prostu spojrzała na nią swoimi szarymi oczami kiwnęła lekko głową, dając znak żeby usiadła i tyle. 
- Następnym razem, proszę aby pan Potter i panna Everdeen byli na czas na mojej lekcji. Dla takich jak wy, ta szkoła nie powinna stwarzać za dużego problemu w przemieszczaniu się. Tymczasem proszę o otworzenie podręczników na stornie dziesiątej i przeczytanie pierwszego rozdziału.
- Co chciał? – zapytała Jenny, a jej przyjaciółka już wiedziała o co kogo chodzi. Westchnęła cicho i spojrzała z nad książki na blondynkę.
 - Uświadomić mi, że jest jeszcze większym idiotą niż myślałam. Wiesz, poinformował mnie że jestem śmierciożecą.
- Chyba się spóźnił, bo już nie jednak osoba Ci to powiedziała – zaśmiała się panna Chevalier. Na co Pru uśmiechnęła się znacząco. Gdy żartowały razem na ten temat, powoli tracił swoja siłę. Chciała być w końcu po prostu sobą.

*&*
- O czym rozmawiałeś z Prudence? – zapytał Fred swojego przyjaciela kierując się na obiad do Wielkiej Sali. On jako jeden z niewielu nie zwracał się do niej per „Everdeen”. Znali się od dawna, bo była pierwszą osobą w której Weasley zakochał się będąc w Hogwarcie. Spotkał się jednak z odrzuceniem ze strony dziewczyny. Pru nigdy nic do niego nie czuła, ale nie starała się go zranić. Przez pewien okres czasu można powiedzieć, że tych dwoje nawet się przyjaźniło. Teraz jednak dzieliło ich zbyt wiele, czasem zwykłe „cześć” nie mogło przejść przez gardło. Syn Georga żałował tych straconych kontaktów i niekiedy chciał je odnowić. To co się teraz działo wokół brunetki było dla niego zaskakujące i miał ochotę jej pomóc.
 -  Prudence? – zapytał zaskoczony Potter. – Chodzi ci o tę szmatę, co jej rodzice zabili Louisa?
- Tak, ale myślę, że nie musisz od razu się tak o niej wyrażać – burkną Fred patrząc groźnie na swojego przyjaciele.
- Niby dlaczego? Jej rodzice to mordercy. Czemu ona ma nie być taka sama?
Wesley westchną głośno. Czasami miał dość Jima. Wiele osób sądziło, że byli oni do siebie podobni, jednak mieli sporo przeciwstawnych cech. Bo niby jego wujek; Fred Weasley i James Potter byli żartownisiami, ale ten pierwszy nigdy nie równał ludzi z ziemia, jak czynił Rogacz.
- Spójrz na siebie. Syna Wybrańca. Uważasz, że jesteś taki sam jak słynny Harry Potter? Czy może jednak wolisz opinie, że jesteś sobą. Zastanów się co mówisz. Bo to ty nigdy nie chcesz być porównywany do ojca. – powiedział, zatrzymując się na chwile. – Myślę James, że sława która Cię otacza teraz jest dla Ciebie wszystkim. Liczy się tylko to by być na szczycie, nad wszystkimi. Jako Twój przyjaciel radze Ci przystopować.
 James patrzył na niego zdziwiony, jednak wyglądał jakby chciał go uderzyć. Stali przed samymi drzwiami do Wielkiej Sali, więc co chwila ktoś ich mijał. Uczniowie wymieniali pytające spojrzenia, lub szeptali coś do siebie. Rzadko kiedy widzieli tą dwójkę kłócąca się. A już na pewno nie o tak poważne sprawy.
- Licz się ze słowami James – powiedział syn Georga i wyminął Jima. Wszedł do zatłoczonej sali nie oglądając się za siebie. Miał ochotę zrobić coś, o co nie podejrzewali go inni. Lubił zaskakiwać ludzi.
 Dostrzegł Prudence i uśmiechnął się do siebie. Skierował swoje kroki w tamtą stronę. Widział jak uczniowie powoli wiodą za nim spojrzeniem. Nic sobie z tego nie robiąc usiadł obok swojej starej przyjaciółki.
- Cześć.
Prudence spojrzała na niego w tej chwili jak na kosmitę. Nie rozmawiali ze sobą od jakiś dwóch lat, a on dzisiaj jak gdyby nigdy nic się przysiadł.
- Chciałabym zapytać czy my się znamy. Bo nawet nie wiedziałam, że jeszcze wiesz jak się nazywam – burknęła w jego stronę. Wiedziała, że Jennifer siedząca naprzeciwko niej zaraz delikatnie kopnie ją w kostkę. To ona uczyła ją kultury, gdyż brunetka była osobą raczej gruboskórną.
 Fred zignorował to wredne oskarżenie i uśmiechnął się zawadiacko do swoich rozmówczyń. Miał świadomość jak zostanie potraktowany gdy się zjawi ni stąd ni zowąd i zechce rozmawiać. Everdeen zawsze miała cięty języczek.
- Jak tam? – zapytał nakładając sobie na talerz kiełbaskę, a do kubka nalewając soku dyniowego.
- Dobrze – odpowiedziała Jennifer uśmiechając się lekko. Nie była wyróżniająca się osobą, nie zależało jej na tym, aby każdy zwracał na nią uwagę. Bardzo rzadko kiedy zdarzyło jej się rozmawiać z Fredem i Jamesem. Z Loganem spędzała zaś kiedyś dużo czasu. Było to jednak dawno, a ona niezbyt chciała do tego wracać.
- Świetnie. Jestem młodocianym mordercom i szukam świeżej krwi. Może polecisz kogo mam się pozbyć w najbliższej przyszłości? Była dziewczyna, denerwujący nauczyciel? Wal śmiało. – powiedziała obojętnym tonem i zaczęła jeść tosta. Lubiła go. Kiedyś lubiła go nawet bardzo i w tym tkwił problem. Uważała go za przyjaciela, a ten perfidnie o niej zapomniał. James Potter stał się ważniejszy. Kumple, imprezy, używki stały się potem światem chłopaka. Prudence do niego nie pasowała.
- Nie wydurniaj się Prude – zaśmiał się chłopak, na co ona prawie nie wypluła tosta. Przełknęła kawałek i wybuchła głośnym śmiechem. Jen kopnęła ją w kostkę, tak jak przewidziała. Everdeen jednak nie mogła się powstrzymać.
- Naprawdę fajnie, że się postanowiłeś odezwać, ale wiesz czas robi swoje. I czasem przyjść, siąść obok kogoś to za mało. O wiele za mało – odpowiedziała opanowując śmiech. To nie była wcale zabawna sytuacja, jednak pełna ironii.
- Rozumiem, ale czasem warto odnowić kontakty ze starymi przyjaciółmi – powiedział uśmiechając się pocieszająco w stronę brunetki.
- Z mordercami? Przecież wszyscy tak sądzą. Co czyni Ciebie innym od nich? – zapytała Pru i spojrzała na niego swoimi przenikliwymi oczami.
- Ja Cię znam, a oni nie.
- Znałeś chyba chciałeś powiedzieć – burknęła i dopiła swój sok dyniowy do końca.
- Możliwe, ale wiem, że nie jesteś morderca. Jeśli Cię to pocieszy – jego słowa rzeczywiście były dla Prudence delikatnie pocieszające. Westchnęła cicho i podniosła się z miejsca.
- Musze iść, powinnam jeszcze napisać do Nicka..
- Poczekaj – powiedział Fred i podniósł się z miejsca . – Masz racje. Nie znam Cię już za dobrze. Ale co powiesz jutro o dziewiątej wieczorem przy Portrecie Grubej damy?  
Pru spojrzała na niego jak na idiotę i nie wiedziała co dopowiedzieć. Zerknęła z ukosa na Jen, która z mordem w oczach kazała jej przekazać, że ma iść.
- Przyjdę – powiedziała, uśmiechnęła się do obojga i skierowała się w stronę wyjścia. Mijał drugi dzień szkoły, a sprawy robiły się coraz ciekawsze.

*&*

Victorie siedziała w swoim gabniecie przerzucając sterty papierów. Rok szkolny nie dawno się rozpoczął, a ona miała na głowie mnóstwo roboty. Choć dochodziła godzina dwudziesta, kobieta wciąż nie myślała o tym, żeby położyć się spać. Nie zwróciła uwagi na sowę, która podleciała do okna Sali. Dopiero gdy zwierzę zaczęło stukać dziobkiem w szybę Vic odwróciła się i uśmiechnęła szeroko. Nie spodziewała się tak szybko dostać listu od swojej siostry, szczególnie, że nigdy nie były zbyt blisko. Choć gdy obie skończyły szkołę ich relacje znacznie się ociepliły.
 Wpuściła puchacza do środka i delikatnie odwiązała pergamin od jego nóżki. Usiadła z powrotem przy biurku i rozłożyła kartkę.
Cześć Vic!
Pewnie zdziwiłaś się jak zobaczyłaś Gordona. No ale kiedyś trzeba napisać do biednej siostrzyczki prawda? No powinnam zacząć od jakiegoś pytania, co u ciebie, czy jak się miewasz. Wiem jednak, że wszyscy kochamy Hogwart i tam źle być nie może. Tęsknię za tamtym zamkiem i tamtymi ludźmi. Nie umiałabym uczyć dzieci, ale mimo to chciałabym tam wrócić.
Wiesz siostrzyczko, że nawet się za Tobą stęskniłam? Nie jestem jakoś zbyt wylewna, ale to prawda. Od śmierci Louisa wszystko wydaje się być takie niestałe. Nie wiesz czy Twoi przyjaciele, rodzina będą jutro żywi. Chyba właśnie dlatego zostałam aurorem. Bo chciałam ich bronić.
Mieszkam z Lucy. To miłe doświadczenie, zawsze byłyśmy blisko, a teraz kiedy przez pewien moment wszystko zaczęło się walić, stwierdziłyśmy, że tak będzie lepiej. Małe mieszkanko nad Pokątną.
Ostatnio widziałam Tedda. Nie wspominałaś, że wasze rozstanie było aż tak burzliwe. Już wiem dlaczego tak bardzo nie lubisz Lu. Jednak nie są razem, wiec możesz jej to wybaczyć. Nie chciała waszego zerwania, to sam Lupin podjął taką decyzję. Uważam, że jeżeli i tak się sypało, zrobił dobrze.  Mam nadzieje, że sobie z tym radzisz. Wiem ile dla Ciebie znaczył.
Czasem widuje się ze starymi przyjaciółmi, jednak wiesz to nie to samo. Jedno kremowe piwo i dowidzenia. Każdy odnalazł swoją drogę. Ostatnio natknęłam się na Finninganów. Ich córeczka strasznie wyrosła.  No ale ma już dwa lata więc nie ma się co dziwić.
Oprócz wyskoku Everdeenów świat Śmierciożerców śpi spokojnie. Słyszałam, że uczysz ich córkę. Jaka jest? Mam tylko prośbę, żebyś nie była taka powierzchowna, jak to często zdarza się naszej kochanej mamusi.
I jeszcze jedno. Nie szarżuj zbytnio z uczniami. Wyglądasz na dorosłą, mimo, że serce i zachowanie to masz dziecka. Ale no tak, mówi Ci to twoja kochana siostrzyczka.
Mam też nadzieję, że radzisz sobie, ze swoim futerkowym problemem.

PS. Lucy ma problem. I gdybym mogła Cie powiedzieć, wiedziałabyś, że ją i Teda nie łączy już kompletnie nic.

Najukochańsza i najwierniejsza siostra
Dominique

Vic po przeczytaniu list uśmiechnęła się lekko. Zawszę pamiętała ją taką; wiecznie uśmiechniętą, z głosem pełnym ironii i jej rudymi włosami które były wszędzie.
Wstała, odsuwając delikatnie krzesło. Wzięła w ręce pergamin i sweter zawieszony na oparciu fotela. Wolnym krokiem skierowała się po schodach na górę, gdzie mieścił się jej prywatny pokój. Uznała, że najwyższy czas położyć się spać.

*&*

- Panno Everdeen proszę natychmiast wstać!
Co do diabła?
Pru otworzyła zaspane oczy i delikatnie podniosła się na łokciach. Na widok nauczycielka od Zielarstwa zmarszczyła lekko brwi. Neville Longbottom nigdy nie był osobą cieszącą się wielką popularnością i chwała, mimo, że jego zasługi miały znaczący wpływ w losach Ostatniej Bitwy.  Dziewczyna nigdy tego jakoś szczególnie nie roztrząsana.
 Spojrzała delikatnie na prawo i napotkała spojrzenie Jennifer. Z głębi pokoju dało się słyszeć pomruki pozostałych współlokatorek.
- Profesor McGonagall chce widzieć panią natychmiast w swoim gabinecie – powiedział mężczyzna i lekko speszony rozejrzał się dookoła.
Chyba nigdy nie był w obecności tylko dziewczyn jednocześnie.
 - Teraz? – zapytała zdziwiona bruneta, a na jej czole pojawiła się lekka zmarszczą.
- Tak – odpowiedział cicho, skupiając wzrok na wybranym punkcie – Musi pani pójść ze mną.
Pru wzruszyła ramio ani i odrzuciła koc na bok. Na bose nogi nałożyła trampki, stojące obok nóg wielkiego łóżka. Rzuciła na ramiona szlafrok, wiszący na poręczy krzesła i posłała Jennifer lekkie kiwniecie głową.

Drogę do gabinetu przebyli w ciszy. Ani nauczyciel, ani Prudence nie odezwali się ani słowem. W głowie dziewczyny krążyło wiele myśli, a ona ze swoją ciekawską naturą, nie mogła się doczekać, czego chce od niej McGonagall.
Drzwi pomieszczenia otworzyły się gwałtownie i obydwoje wkroczyli do sali. Pru nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Nie miała pojęcia, że spotka się ze swoim bratem tak wcześnie.
- Nickolas – pisnęła i podbiegła do brata, bez namysłu rzucając mu ręce na szyję. Mimo wszystko, był jej bratem, osobą do której zawsze mogła się zwrócić.
 McGonagall czekała aż rodzeństwo skończy swoje powitanie i zwróci wzrok w jej stronę.
- Ostatnio Ministerstwo otrzymało ważne zeznania od waszych rodziców – zaczęła spokojnie profesor, sadowiąc się na ogromnym szafirowym fotelu i dając gestem znam Everdeenom aby usiedli. Ci uczynili to posłusznie, a nauczyciel transmutacji skinął lekko głową i opuścił gabinet.
- Nie miało to związku z wydarzeniami z lipca – wyjaśniła pośpiesznie, chcąc nie wprowadzać napiętej atmosfery.
Pru zamuszyła lekko czoło i zacisnęła ręce na oparciu krzesła. Nie lubiła rozmawiać o rodzicach, nie lubiła poruszać tego tematu. Był on jej swego rodzaju słabym punktem.
- Wasi rodzice przyznali się, że w Akademi Magii Beauxbatons naukę przyjmuje ich druga córka…
- Co? – Prduence często miała problem z kulturą i czasem zapominała jak należy zachowywać się przy starszych – Chce mi pani powiedzieć, że teraz kiedy wylądowali w Azkabanie, robią sobie niewiadomo jak dużą rodzinę? Ciekawe o jakich krewnych jeszcze zapomnieli nam powiedzieć?
- Panno Everdeen, proszę się uspokoić – zwróciła jej uwagę dyrektorka – Jest to stosunkowo duży obrót całej sprawy. I wieli redaktorów Proroka Codziennego zdążyło się już zaistniałym faktem zainteresować.
 - Co mamy z tym zrobić? – zapytał Nick patrząc przenikliwie na swoją byłą nauczycielkę.
- Dziewczyna musi zostać przeniesiona do Hogwartu, teraz kiedy cały świat czarodziei dowie się o tym fakcie, powinna być tutaj.
  Pru westchnęła cicho. Nie chciała mieć ze swoimi rodzicami nic wspólnego i najchętniej zmieniłaby nazwisko. Wiedziała, że pojawienie się kogoś, kto będzie uchodzić za jej siostrę, wzbudzi większą sensację wśród uczniów.
- Dlaczego nie można zostać tam? – zapytała patrząc przenikliwie na dyrektorkę – Nie zna tutaj nikogo. Nikt nie zna jej. A tam ma przyjaciół. I dlaczego do jasnej cholery nikt wcześniej nie wiedział o jej istnieniu?!
Dziewczyna była jak czynny wulkan, mogła wybuchnąć w każdej chwili. Nie miała ochoty na niańczenie kogoś kto miał wiele wspólnego z całą ta sprawą z wakacji. Odseparowała się od Nickolas, więc dlaczego miałaby zainteresować się swoją „siostrą”?
- Myślę, panno Everdeen, że powinna pani nauczyć się panować nad emocjami – upomniała ja kolejny raz nauczycielka. – Nie wiadomo. Wasi rodzice nic więcej nie powiedzieli. Ministerstwo sprawdziło jednak wszystkie fakty w związku z dziewczyną…
- Jak ona się nazywa? – przerwał Nick, mimo jego taktu i dobrego zachowania, przerwał McGonagall i patrzył na nią wyczekująco.
- Jesteście tacy podobni – uśmiechnęła się lekko kobieta i kontynuowała – I wszystkie dowody, akty urodzenia wskazują, że to jest wasza biologiczna siostra. Nazywa się Ines .
- Nazwisko ma takie same jak my? – zapytała cicho brunetka – Bo jeżeli nie, to dla wszystkich będzie lepiej, jeśli na razie ukryjemy w pełni jej tożsamość.
- Oczywiście zgadzam się z Tobą Prudence – odpowiedziała nauczycielka i spojrzała lekko na zegarek, marząc przy tym brwi – Uczniowie będą plotkować, ale zajmie im dużo czasu, aby zrozumieli, że mają rację.
- Kiedy pojawi się w szkole?
Prudence bała się tego co może nastąpić, wiedziała, że będzie musiała ją poznać. I zmierzyć się z demonami swojej przeszłości. Z tym, kim była.
- W najbliższym tygodniu razem z Nickolasem będę musiała zadbać o przetransportowanie jej do Anglii oraz o wszelaki inne formalności. Zostaniesz o tym powiadomiona – skinęła głową McGonagall, na co rodzeństwo podniosła się z miejsca.

- Ines Desportes.

Francuskie nazwisko nie zrobiło na niej wrażenia. W końcu wszyscy musieli myśleć, ze to właśnie była jej narodowość.

Nick uścisnął swoją siostrę i lekko wzruszył ramionami.

- Pogadam z nią – przez gardło nie mogło mu przejść słowo „siostra”. - Ale nie wiem, czy zobaczymy się jeszcze.

Pru nie miała mu tego za złe, on także potrzebowała tego odpoczynku. Wakacji.

- Nie ma sprawy. Do zobaczenia- uśmiechnęła się lekko w stronę brata – Dowidzenia pani profesor.

Widzę, że robi się coraz ciekawiej.


***

 I jak?

Przerwa, jak zwykle. I jak zwykle mam nadzieję, że tym razem tak nie będzie. No ale cóż. Zobaczymy prawda? 

  Jak widzę nawet Blogspot miewa swoje humorki. 

I bardzo bym prosiła o komentowanie, bo sama, często robię tak, że czytam i "nie zostawiam po sobie śladu", mimo to jednak staram się to robić. Wiem, jak choćby jeden komentarz może zmotywować do dalszego pisania, czy szybszego opublikowania rozdziału. To pomaga, serio.

; ) 


8 komentarzy:

  1. No muszę przyznać że ciekawa historia.
    przypadkiem na Ciebie wpadłam i zasługujesz na uznanie.
    piszesz ciekawie i treściwie a Twoja historia jak i postacie które inspirują wydają sie naprawdę niezwykłe.
    szczególnie podoba mi się postać Prue.
    I domyślam się również kto wykonał szablon;d znakomita robota Elfaby ha ha;p
    w wolnej chwili zapraszam równiez do siebie na: www.niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakochałam się, tak po prostu. Młode pokolenie daje mnóstwo możliwości, które wykorzystujesz z niezwykłą łatwością. Mam nadzieję, że teraz już będziesz miała z górki i niedługo przeczytam czwarty rozdział :)
    umbra-timoris

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początek tylko jeden szczególik Rise Against - "Satellite" kocham!No, ale teraz do rzeczy ;). Nie wiem co tu dużo mogę powiedzieć. Podoba mi się, i to bardzo. Ostatnio zainteresowały mnie opowiadania o nowym pokoleniu, a twoje raz, że nietypowe, dwa, że ciekawe. Fajnie, że stworzyłaś nowe postacie i to jeszcze z taką, jakkolwiek by tego nie nazwać, przeszłością. Mam nadzieję, że w Prudence nie obudzi się gen jej rodziców. Ale co najważniejsze niezmiernie jestem ciekawa tej siostry. Coś mi się wydaje, że nie będzie jak nasza główna bohaterka, i chyba coś niecoś namiesza ;)
    Jeśli możesz informuj mnie i zapraszam do siebie, może cię zainteresuje malfoy-issue.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadszedł rok 2010. Vaylon cieszył się wielką popularnością wśród nowych młodych i zdolnych czarodziei, którzy za wszelką cenę pragnęli wiedzieć więcej i więcej. Jednak nikt nie spodziewał się, że nadchodzą złe czasy, które zrujnują całą szkołę. Obecny wtedy dyrektor Alaster Midges nie był tym za kogo się podawał. Po długim udawaniu dobrego człowieka na jaw wyszły jego pomówienia i złe zamiary wobec szkoły. Chciał zawładnąć nią i rządzić według własnych zasad, złych zasad. Wszyscy się zlękli złego czarnoksiężnika. Był bowiem on jednym z najlepszych nekromantów i czarodziejów tych czasów. Profesorowie bardzo walczyli o to by nikt nie ucierpiał z uczniów, którzy kompletnie nie wiedzieli co się dzieje. Wszyscy próbowali się schronić przed zagładą. Dyrektor bowiem nie był sam. Miał za sobą wielu czarnoksiężników, tak samo złych i podłych jak On. Chcieli razem stworzyć własną utopię, dla tych którzy na to według nich zasługiwali. Poczciwi i dobrzy nie mieliby tutaj żadnego wstępu. Zło dla nich było najcenniejsze. Wiele osób tego nie przeżyło. Zginęli w obronie tego miejsca. Jednak po dość długiej walce Obrońcy Vaylonu zwyciężyli a Midges uciekł schańbiony porażką. Nikt od tej pory go wcale nie widział. Czy to oby na pewno był koniec walki?

    ♣ Teraz po dwóch latach od tego zajścia szkoła znów staje na nogi. Jedną z nielicznych osób, które to przetrwało był profesor Sebastian Adam Nathaniel Thiwel, który teraz stał się dyrektorem, po to by przywrócić temu miejscu swoją dawną chwałę. Wiedział, że przed nim stoi nie lada wyzwanie. Musiał odbudować wszystko od nowa. Jednak nie poddaje sie i wierzy, że to mu się uda. Czy oby na pewno?

    ♣ Już niedługo Alaster Midges znów zaatakuje szkołę. Czai się na razie przygotowując się do ofensywy na Vaylon. Czy zechcesz nam pomóc w Obronie szkoły, czy może jednak staniesz po stronie zła? Czy przyłączysz się do Naszej społeczności, tworząc wspólnie z nami Naszą własną historię?

    Jeżeli historia wzbudziła Twoją ciekawość, to zapraszam na:

    http://vaylon.wxv.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję wygranej! Zostałaś wylosowana do nagrody w konkursie na Wiosce Szablonów. Zapraszamy serdecznie na notkę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny i ciekawy blog, muszę się wczytać C:
    Informujemy sie o nowych notkach? ;>
    // eternity-and-happiness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne opowiadanie

    ja dopiero zaczynam ale serdecznie zapraszam
    szept-mysli
    (na blogspocie)

    PS : Czekam na nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń