That's why we won't back down
We won't run and hide
Yeah, 'cause these are the things that we can't deny
I'm passing over you like a satellite
So catch me if I fall
That's why we stick to you game plans and party lives
But at night we're conspiring in by candlelight
We are the orphans of the American dream
So shine your light on me
Prudence była już lekko mówiąc
spóźniona. I nie zrobiła tego specjalnie. Nie chciała rzucać się od razu w oczy
nowej nauczycielce Obrony przed Czarną Magią. Trochę bała się jej reakcji na
widok córki Everdeenów. To w końcu oni zabili jej brata.
Gdy dotarła pod klasę stanęła. Nie mogła się
przemóc, żeby pociągnąć klamkę. Swoje zgrabne palce trzymała już zaciśnięte na
metalowym przedmiocie, jednak nie umiała wykonać jednego prostego gestu.
-
Może byłabyś taka łaskawa i weszła do środka – odezwał się głos za brunetką, którego ona wcześniej
nie usłyszała.
-
Och – wydusiła z siebie i machinalnie ściągnęła dłoń z klamki. Spojrzała lekko
do tyłu i napotkała czekoladowe oczy Jamesa Pottera.
Tylko tego teraz
brakowało.
-
Czyżbyś się bała? – zapytał, a na jego ustach zagościł wredny uśmieszek. To
spowodowało, że Pru odzyskała zdrowy rozsądek i powoli w jej głowie zaczęło się
układać. Choć od rana panował tam mętlik . – Ale czy strach dopada śmierciożerców?
-
A widzisz tutaj jakiegoś Potter? Czyżby Twoje okulary nie spełniały swojej roli?
– odpowiadała pytaniem na pytanie, grała w grę, której tylko ona znała reguły.
Nie mogła się zapomnieć przy tym gryfonie. Był on w końcu synem sławnego Harry’
ego Pottera. Dziewczyna pociągnęła klamkę, nie chcąc stać dłużej samemu z
brunetem.
-
Dzień dobry – powiedziała wchodząc do klasy. Wszystkie pary oczu zwróciły się
na nią i stojącego metr dalej chłopaka – Przepraszam za spóźnienie.
Pru
skierowała się do swojej ławki, jednak zanim zdążyła zając miejsce obok
Jennifer panna Weasley zapytała:
-
Jak się nazywasz?
Nie
było to podchwytliwe pytanie, ona naprawdę nie wiedziała kim jest szatynka. Gryfonka
poczuła jakby kamień spadł jej z serca. Choć wiedziała, że to nie koniec.
-
Prudence Everdeen.
Nie
zrobiła nic. Po prostu spojrzała na nią swoimi szarymi oczami kiwnęła lekko
głową, dając znak żeby usiadła i tyle.
-
Następnym razem, proszę aby pan Potter i panna Everdeen byli na czas na mojej
lekcji. Dla takich jak wy, ta szkoła nie powinna stwarzać za dużego problemu w przemieszczaniu
się. Tymczasem proszę o otworzenie podręczników na stornie dziesiątej i
przeczytanie pierwszego rozdziału.
-
Co chciał? – zapytała Jenny, a jej przyjaciółka już wiedziała o co kogo chodzi.
Westchnęła cicho i spojrzała z nad książki na blondynkę.
- Uświadomić mi, że jest jeszcze większym
idiotą niż myślałam. Wiesz, poinformował mnie że jestem śmierciożecą.
-
Chyba się spóźnił, bo już nie jednak osoba Ci to powiedziała – zaśmiała się
panna Chevalier. Na co Pru uśmiechnęła się znacząco. Gdy żartowały razem na ten
temat, powoli tracił swoja siłę. Chciała być w końcu po prostu sobą.
*&*
-
O czym rozmawiałeś z Prudence? – zapytał Fred swojego przyjaciela kierując się
na obiad do Wielkiej Sali. On jako jeden z niewielu nie zwracał się do niej per
„Everdeen”. Znali się od dawna, bo była pierwszą osobą w której Weasley
zakochał się będąc w Hogwarcie. Spotkał się jednak z odrzuceniem ze strony
dziewczyny. Pru nigdy nic do niego nie czuła, ale nie starała się go zranić.
Przez pewien okres czasu można powiedzieć, że tych dwoje nawet się przyjaźniło.
Teraz jednak dzieliło ich zbyt wiele, czasem zwykłe „cześć” nie mogło przejść
przez gardło. Syn Georga żałował tych straconych kontaktów i niekiedy chciał je
odnowić. To co się teraz działo wokół brunetki było dla niego zaskakujące i
miał ochotę jej pomóc.
-
Prudence? – zapytał zaskoczony Potter. – Chodzi ci o tę szmatę, co jej
rodzice zabili Louisa?
-
Tak, ale myślę, że nie musisz od razu się tak o niej wyrażać – burkną Fred
patrząc groźnie na swojego przyjaciele.
-
Niby dlaczego? Jej rodzice to mordercy. Czemu ona ma nie być taka sama?
Wesley
westchną głośno. Czasami miał dość Jima. Wiele osób sądziło, że byli oni do
siebie podobni, jednak mieli sporo przeciwstawnych cech. Bo niby jego wujek;
Fred Weasley i James Potter byli żartownisiami, ale ten pierwszy nigdy nie
równał ludzi z ziemia, jak czynił Rogacz.
-
Spójrz na siebie. Syna Wybrańca. Uważasz, że jesteś taki sam jak słynny Harry
Potter? Czy może jednak wolisz opinie, że jesteś sobą. Zastanów się co mówisz.
Bo to ty nigdy nie chcesz być porównywany do ojca. – powiedział, zatrzymując
się na chwile. – Myślę James, że sława która Cię otacza teraz jest dla Ciebie
wszystkim. Liczy się tylko to by być na szczycie, nad wszystkimi. Jako Twój
przyjaciel radze Ci przystopować.
James patrzył na niego zdziwiony, jednak
wyglądał jakby chciał go uderzyć. Stali przed samymi drzwiami do Wielkiej Sali,
więc co chwila ktoś ich mijał. Uczniowie wymieniali pytające spojrzenia, lub
szeptali coś do siebie. Rzadko kiedy widzieli tą dwójkę kłócąca się. A już na
pewno nie o tak poważne sprawy.
-
Licz się ze słowami James – powiedział syn Georga i wyminął Jima. Wszedł do
zatłoczonej sali nie oglądając się za siebie. Miał ochotę zrobić coś, o co nie
podejrzewali go inni. Lubił zaskakiwać ludzi.
Dostrzegł Prudence i uśmiechnął się do siebie.
Skierował swoje kroki w tamtą stronę. Widział jak uczniowie powoli wiodą za nim
spojrzeniem. Nic sobie z tego nie robiąc usiadł obok swojej starej
przyjaciółki.
-
Cześć.
Prudence
spojrzała na niego w tej chwili jak na kosmitę. Nie rozmawiali ze sobą od jakiś
dwóch lat, a on dzisiaj jak gdyby nigdy nic się przysiadł.
-
Chciałabym zapytać czy my się znamy. Bo nawet nie wiedziałam, że jeszcze wiesz
jak się nazywam – burknęła w jego stronę. Wiedziała, że Jennifer siedząca
naprzeciwko niej zaraz delikatnie kopnie ją w kostkę. To ona uczyła ją kultury,
gdyż brunetka była osobą raczej gruboskórną.
Fred zignorował to wredne oskarżenie i
uśmiechnął się zawadiacko do swoich rozmówczyń. Miał świadomość jak zostanie
potraktowany gdy się zjawi ni stąd ni zowąd i zechce rozmawiać. Everdeen zawsze
miała cięty języczek.
-
Jak tam? – zapytał nakładając sobie na talerz kiełbaskę, a do kubka nalewając
soku dyniowego.
-
Dobrze – odpowiedziała Jennifer uśmiechając się lekko. Nie była wyróżniająca
się osobą, nie zależało jej na tym, aby każdy zwracał na nią uwagę. Bardzo
rzadko kiedy zdarzyło jej się rozmawiać z Fredem i Jamesem. Z Loganem spędzała
zaś kiedyś dużo czasu. Było to jednak dawno, a ona niezbyt chciała do tego
wracać.
-
Świetnie. Jestem młodocianym mordercom i szukam świeżej krwi. Może polecisz
kogo mam się pozbyć w najbliższej przyszłości? Była dziewczyna, denerwujący
nauczyciel? Wal śmiało. – powiedziała obojętnym tonem i zaczęła jeść tosta. Lubiła
go. Kiedyś lubiła go nawet bardzo i w tym tkwił problem. Uważała go za
przyjaciela, a ten perfidnie o niej zapomniał. James Potter stał się
ważniejszy. Kumple, imprezy, używki stały się potem światem chłopaka. Prudence
do niego nie pasowała.
-
Nie wydurniaj się Prude – zaśmiał się chłopak, na co ona prawie nie wypluła
tosta. Przełknęła kawałek i wybuchła głośnym śmiechem. Jen kopnęła ją w kostkę,
tak jak przewidziała. Everdeen jednak nie mogła się powstrzymać.
-
Naprawdę fajnie, że się postanowiłeś odezwać, ale wiesz czas robi swoje. I
czasem przyjść, siąść obok kogoś to za mało. O wiele za mało – odpowiedziała
opanowując śmiech. To nie była wcale zabawna sytuacja, jednak pełna ironii.
-
Rozumiem, ale czasem warto odnowić kontakty ze starymi przyjaciółmi –
powiedział uśmiechając się pocieszająco w stronę brunetki.
-
Z mordercami? Przecież wszyscy tak sądzą. Co czyni Ciebie innym od nich? –
zapytała Pru i spojrzała na niego swoimi przenikliwymi oczami.
-
Ja Cię znam, a oni nie.
-
Znałeś chyba chciałeś powiedzieć – burknęła i dopiła swój sok dyniowy do końca.
-
Możliwe, ale wiem, że nie jesteś morderca. Jeśli Cię to pocieszy – jego słowa
rzeczywiście były dla Prudence delikatnie pocieszające. Westchnęła cicho i
podniosła się z miejsca.
-
Musze iść, powinnam jeszcze napisać do Nicka..
-
Poczekaj – powiedział Fred i podniósł się z miejsca . – Masz racje. Nie znam
Cię już za dobrze. Ale co powiesz jutro o dziewiątej wieczorem przy Portrecie
Grubej damy?
Pru
spojrzała na niego jak na idiotę i nie wiedziała co dopowiedzieć. Zerknęła z
ukosa na Jen, która z mordem w oczach kazała jej przekazać, że ma iść.
-
Przyjdę – powiedziała, uśmiechnęła się do obojga i skierowała się w stronę
wyjścia. Mijał drugi dzień szkoły, a sprawy robiły się coraz ciekawsze.
*&*
Victorie
siedziała w swoim gabniecie przerzucając sterty papierów. Rok szkolny nie dawno
się rozpoczął, a ona miała na głowie mnóstwo roboty. Choć dochodziła godzina
dwudziesta, kobieta wciąż nie myślała o tym, żeby położyć się spać. Nie
zwróciła uwagi na sowę, która podleciała do okna Sali. Dopiero gdy zwierzę
zaczęło stukać dziobkiem w szybę Vic odwróciła się i uśmiechnęła szeroko. Nie
spodziewała się tak szybko dostać listu od swojej siostry, szczególnie, że
nigdy nie były zbyt blisko. Choć gdy obie skończyły szkołę ich relacje znacznie
się ociepliły.
Wpuściła puchacza do środka i delikatnie
odwiązała pergamin od jego nóżki. Usiadła z powrotem przy biurku i rozłożyła
kartkę.
Cześć Vic!
Pewnie zdziwiłaś
się jak zobaczyłaś Gordona. No ale kiedyś trzeba napisać do biednej
siostrzyczki prawda? No powinnam zacząć od jakiegoś pytania, co u ciebie, czy
jak się miewasz. Wiem jednak, że wszyscy kochamy Hogwart i tam źle być nie
może. Tęsknię za tamtym zamkiem i tamtymi ludźmi. Nie umiałabym uczyć dzieci,
ale mimo to chciałabym tam wrócić.
Wiesz siostrzyczko,
że nawet się za Tobą stęskniłam? Nie jestem jakoś zbyt wylewna, ale to prawda.
Od śmierci Louisa wszystko wydaje się być takie niestałe. Nie wiesz czy Twoi
przyjaciele, rodzina będą jutro żywi. Chyba właśnie dlatego zostałam aurorem.
Bo chciałam ich bronić.
Mieszkam z Lucy. To
miłe doświadczenie, zawsze byłyśmy blisko, a teraz kiedy przez pewien moment
wszystko zaczęło się walić, stwierdziłyśmy, że tak będzie lepiej. Małe
mieszkanko nad Pokątną.
Ostatnio widziałam
Tedda. Nie wspominałaś, że wasze rozstanie było aż tak burzliwe. Już wiem
dlaczego tak bardzo nie lubisz Lu. Jednak nie są razem, wiec możesz jej to
wybaczyć. Nie chciała waszego zerwania, to sam Lupin podjął taką decyzję.
Uważam, że jeżeli i tak się sypało, zrobił dobrze. Mam nadzieje, że sobie z tym radzisz. Wiem
ile dla Ciebie znaczył.
Czasem widuje się
ze starymi przyjaciółmi, jednak wiesz to nie to samo. Jedno kremowe piwo i
dowidzenia. Każdy odnalazł swoją drogę. Ostatnio natknęłam się na Finninganów.
Ich córeczka strasznie wyrosła. No ale ma
już dwa lata więc nie ma się co dziwić.
Oprócz wyskoku
Everdeenów świat Śmierciożerców śpi spokojnie. Słyszałam, że uczysz ich córkę.
Jaka jest? Mam tylko prośbę, żebyś nie była taka powierzchowna, jak to często
zdarza się naszej kochanej mamusi.
I jeszcze jedno.
Nie szarżuj zbytnio z uczniami. Wyglądasz na dorosłą, mimo, że serce i
zachowanie to masz dziecka. Ale no tak, mówi Ci to twoja kochana siostrzyczka.
Mam też nadzieję,
że radzisz sobie, ze swoim futerkowym problemem.
PS. Lucy ma
problem. I gdybym mogła Cie powiedzieć, wiedziałabyś, że ją i Teda nie łączy
już kompletnie nic.
Najukochańsza i
najwierniejsza siostra
Dominique
Vic
po przeczytaniu list uśmiechnęła się lekko. Zawszę pamiętała ją taką; wiecznie
uśmiechniętą, z głosem pełnym ironii i jej rudymi włosami które były wszędzie.
Wstała,
odsuwając delikatnie krzesło. Wzięła w ręce pergamin i sweter zawieszony na
oparciu fotela. Wolnym krokiem skierowała się po schodach na górę, gdzie
mieścił się jej prywatny pokój. Uznała, że najwyższy czas położyć się spać.
*&*
-
Panno Everdeen proszę natychmiast wstać!
Co do diabła?
Pru
otworzyła zaspane oczy i delikatnie podniosła się na łokciach. Na widok
nauczycielka od Zielarstwa zmarszczyła lekko brwi. Neville Longbottom nigdy nie
był osobą cieszącą się wielką popularnością i chwała, mimo, że jego zasługi
miały znaczący wpływ w losach Ostatniej Bitwy.
Dziewczyna nigdy tego jakoś szczególnie nie roztrząsana.
Spojrzała delikatnie na prawo i napotkała
spojrzenie Jennifer. Z głębi pokoju dało się słyszeć pomruki pozostałych
współlokatorek.
-
Profesor McGonagall chce widzieć panią natychmiast w swoim gabinecie –
powiedział mężczyzna i lekko speszony rozejrzał się dookoła.
Chyba nigdy nie był
w obecności tylko dziewczyn jednocześnie.
- Teraz? – zapytała zdziwiona bruneta, a na
jej czole pojawiła się lekka zmarszczą.
-
Tak – odpowiedział cicho, skupiając wzrok na wybranym punkcie – Musi pani pójść
ze mną.
Pru
wzruszyła ramio ani i odrzuciła koc na bok. Na bose nogi nałożyła trampki,
stojące obok nóg wielkiego łóżka. Rzuciła na ramiona szlafrok, wiszący na
poręczy krzesła i posłała Jennifer lekkie kiwniecie głową.
Drogę
do gabinetu przebyli w ciszy. Ani nauczyciel, ani Prudence nie odezwali się ani
słowem. W głowie dziewczyny krążyło wiele myśli, a ona ze swoją ciekawską
naturą, nie mogła się doczekać, czego chce od niej McGonagall.
Drzwi
pomieszczenia otworzyły się gwałtownie i obydwoje wkroczyli do sali. Pru nie
spodziewała się takiego obrotu sprawy. Nie miała pojęcia, że spotka się ze
swoim bratem tak wcześnie.
-
Nickolas – pisnęła i podbiegła do brata, bez namysłu rzucając mu ręce na szyję.
Mimo wszystko, był jej bratem, osobą do której zawsze mogła się zwrócić.
McGonagall czekała aż rodzeństwo skończy swoje
powitanie i zwróci wzrok w jej stronę.
-
Ostatnio Ministerstwo otrzymało ważne zeznania od waszych rodziców – zaczęła
spokojnie profesor, sadowiąc się na ogromnym szafirowym fotelu i dając gestem
znam Everdeenom aby usiedli. Ci uczynili to posłusznie, a nauczyciel transmutacji
skinął lekko głową i opuścił gabinet.
-
Nie miało to związku z wydarzeniami z lipca – wyjaśniła pośpiesznie, chcąc nie
wprowadzać napiętej atmosfery.
Pru
zamuszyła lekko czoło i zacisnęła ręce na oparciu krzesła. Nie lubiła rozmawiać
o rodzicach, nie lubiła poruszać tego tematu. Był on jej swego rodzaju słabym
punktem.
-
Wasi rodzice przyznali się, że w Akademi
Magii Beauxbatons naukę przyjmuje ich druga córka…
- Co? – Prduence często miała problem z kulturą i
czasem zapominała jak należy zachowywać się przy starszych – Chce mi pani
powiedzieć, że teraz kiedy wylądowali w Azkabanie, robią sobie niewiadomo jak
dużą rodzinę? Ciekawe o jakich krewnych jeszcze zapomnieli nam powiedzieć?
-
Panno Everdeen, proszę się uspokoić – zwróciła jej uwagę dyrektorka – Jest to
stosunkowo duży obrót całej sprawy. I wieli redaktorów Proroka Codziennego
zdążyło się już zaistniałym faktem zainteresować.
- Co mamy z tym zrobić? – zapytał Nick patrząc
przenikliwie na swoją byłą nauczycielkę.
-
Dziewczyna musi zostać przeniesiona do Hogwartu, teraz kiedy cały świat
czarodziei dowie się o tym fakcie, powinna być tutaj.
Pru westchnęła cicho. Nie chciała mieć ze
swoimi rodzicami nic wspólnego i najchętniej zmieniłaby nazwisko. Wiedziała, że
pojawienie się kogoś, kto będzie uchodzić za jej siostrę, wzbudzi większą
sensację wśród uczniów.
-
Dlaczego nie można zostać tam? – zapytała patrząc przenikliwie na dyrektorkę –
Nie zna tutaj nikogo. Nikt nie zna jej. A tam ma przyjaciół. I dlaczego do
jasnej cholery nikt wcześniej nie wiedział o jej istnieniu?!
Dziewczyna
była jak czynny wulkan, mogła wybuchnąć w każdej chwili. Nie miała ochoty na
niańczenie kogoś kto miał wiele wspólnego z całą ta sprawą z wakacji.
Odseparowała się od Nickolas, więc dlaczego miałaby zainteresować się swoją
„siostrą”?
-
Myślę, panno Everdeen, że powinna pani nauczyć się panować nad emocjami –
upomniała ja kolejny raz nauczycielka. – Nie wiadomo. Wasi rodzice nic więcej
nie powiedzieli. Ministerstwo sprawdziło jednak wszystkie fakty w związku z
dziewczyną…
-
Jak ona się nazywa? – przerwał Nick, mimo jego taktu i dobrego zachowania,
przerwał McGonagall i patrzył na nią wyczekująco.
-
Jesteście tacy podobni – uśmiechnęła się lekko kobieta i kontynuowała – I
wszystkie dowody, akty urodzenia wskazują, że to jest wasza biologiczna
siostra. Nazywa się Ines .
-
Nazwisko ma takie same jak my? – zapytała cicho brunetka – Bo jeżeli nie, to
dla wszystkich będzie lepiej, jeśli na razie ukryjemy w pełni jej tożsamość.
-
Oczywiście zgadzam się z Tobą Prudence – odpowiedziała nauczycielka i spojrzała
lekko na zegarek, marząc przy tym brwi – Uczniowie będą plotkować, ale zajmie
im dużo czasu, aby zrozumieli, że mają rację.
-
Kiedy pojawi się w szkole?
Prudence
bała się tego co może nastąpić, wiedziała, że będzie musiała ją poznać. I
zmierzyć się z demonami swojej przeszłości. Z tym, kim była.
-
W najbliższym tygodniu razem z Nickolasem będę musiała zadbać o
przetransportowanie jej do Anglii oraz o wszelaki inne formalności. Zostaniesz
o tym powiadomiona – skinęła głową McGonagall, na co rodzeństwo podniosła się z
miejsca.
No muszę przyznać że ciekawa historia.
OdpowiedzUsuńprzypadkiem na Ciebie wpadłam i zasługujesz na uznanie.
piszesz ciekawie i treściwie a Twoja historia jak i postacie które inspirują wydają sie naprawdę niezwykłe.
szczególnie podoba mi się postać Prue.
I domyślam się również kto wykonał szablon;d znakomita robota Elfaby ha ha;p
w wolnej chwili zapraszam równiez do siebie na: www.niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com
mega! :)
OdpowiedzUsuńZakochałam się, tak po prostu. Młode pokolenie daje mnóstwo możliwości, które wykorzystujesz z niezwykłą łatwością. Mam nadzieję, że teraz już będziesz miała z górki i niedługo przeczytam czwarty rozdział :)
OdpowiedzUsuńumbra-timoris
Na początek tylko jeden szczególik Rise Against - "Satellite" kocham!No, ale teraz do rzeczy ;). Nie wiem co tu dużo mogę powiedzieć. Podoba mi się, i to bardzo. Ostatnio zainteresowały mnie opowiadania o nowym pokoleniu, a twoje raz, że nietypowe, dwa, że ciekawe. Fajnie, że stworzyłaś nowe postacie i to jeszcze z taką, jakkolwiek by tego nie nazwać, przeszłością. Mam nadzieję, że w Prudence nie obudzi się gen jej rodziców. Ale co najważniejsze niezmiernie jestem ciekawa tej siostry. Coś mi się wydaje, że nie będzie jak nasza główna bohaterka, i chyba coś niecoś namiesza ;)
OdpowiedzUsuńJeśli możesz informuj mnie i zapraszam do siebie, może cię zainteresuje malfoy-issue.blogspot.com
Nadszedł rok 2010. Vaylon cieszył się wielką popularnością wśród nowych młodych i zdolnych czarodziei, którzy za wszelką cenę pragnęli wiedzieć więcej i więcej. Jednak nikt nie spodziewał się, że nadchodzą złe czasy, które zrujnują całą szkołę. Obecny wtedy dyrektor Alaster Midges nie był tym za kogo się podawał. Po długim udawaniu dobrego człowieka na jaw wyszły jego pomówienia i złe zamiary wobec szkoły. Chciał zawładnąć nią i rządzić według własnych zasad, złych zasad. Wszyscy się zlękli złego czarnoksiężnika. Był bowiem on jednym z najlepszych nekromantów i czarodziejów tych czasów. Profesorowie bardzo walczyli o to by nikt nie ucierpiał z uczniów, którzy kompletnie nie wiedzieli co się dzieje. Wszyscy próbowali się schronić przed zagładą. Dyrektor bowiem nie był sam. Miał za sobą wielu czarnoksiężników, tak samo złych i podłych jak On. Chcieli razem stworzyć własną utopię, dla tych którzy na to według nich zasługiwali. Poczciwi i dobrzy nie mieliby tutaj żadnego wstępu. Zło dla nich było najcenniejsze. Wiele osób tego nie przeżyło. Zginęli w obronie tego miejsca. Jednak po dość długiej walce Obrońcy Vaylonu zwyciężyli a Midges uciekł schańbiony porażką. Nikt od tej pory go wcale nie widział. Czy to oby na pewno był koniec walki?
OdpowiedzUsuń♣ Teraz po dwóch latach od tego zajścia szkoła znów staje na nogi. Jedną z nielicznych osób, które to przetrwało był profesor Sebastian Adam Nathaniel Thiwel, który teraz stał się dyrektorem, po to by przywrócić temu miejscu swoją dawną chwałę. Wiedział, że przed nim stoi nie lada wyzwanie. Musiał odbudować wszystko od nowa. Jednak nie poddaje sie i wierzy, że to mu się uda. Czy oby na pewno?
♣ Już niedługo Alaster Midges znów zaatakuje szkołę. Czai się na razie przygotowując się do ofensywy na Vaylon. Czy zechcesz nam pomóc w Obronie szkoły, czy może jednak staniesz po stronie zła? Czy przyłączysz się do Naszej społeczności, tworząc wspólnie z nami Naszą własną historię?
Jeżeli historia wzbudziła Twoją ciekawość, to zapraszam na:
http://vaylon.wxv.pl/
Gratuluję wygranej! Zostałaś wylosowana do nagrody w konkursie na Wiosce Szablonów. Zapraszamy serdecznie na notkę :)
OdpowiedzUsuńFajny i ciekawy blog, muszę się wczytać C:
OdpowiedzUsuńInformujemy sie o nowych notkach? ;>
// eternity-and-happiness.blogspot.com
Świetne opowiadanie
OdpowiedzUsuńja dopiero zaczynam ale serdecznie zapraszam
szept-mysli
(na blogspocie)
PS : Czekam na nowy rozdział