A my wszyscy razem jesteśmy jedną wielką
częścią istnienia
Wszyscy razem jesteśmy jedną wielką częścią
zniszczenia
częścią istnienia
Wszyscy razem jesteśmy jedną wielką częścią
zniszczenia
Minął
już tydzień od rozmowy Prudence z McGonagall. Od tego czasu dziewczyna jeszcze
bardziej zamknęła się w sobie. Zbyt wiele się teraz dla niej zmieniło, co
miało wpływ na dalszy bieg wydarzeń. Bo jak bardzo dziecko może czuć odrazę do
swoich rodziców?
Spotkanie
z Fredem Weasley’ em przełożyła. Pru nie miała ochoty na rozmowę z
kimkolwiek. Sprawa z jej siostrą, zbyt bardzo ją ruszyła. Miała dość tego, że
przez tyle czasu było okłamywana. Zawsze brzydziła się kłamstwem.
Nastała sobota, a dziewczyna nie miała chęci
wstać z łóżka. Podniosła delikatnie głowę i zlustrowała spojrzeniem całe
pomieszczenie. Nie było tam nikogo, Pru tylko westchnęła i znów oparła się o
poduszkę. Miała dość wszystkiego, a najgorsze było czekanie. Mimo wszystko
chciała poznać Ines. Była ciekawa jaka jest dziewczyna, a MaGonagall
kazała jej czekać. Pru nie pytała ją o siostrę, wiedziała, że gdy tylko coś się
wydarzy, nauczycielka ją powiadomi.
Szybkim ruchem zrzuciła z siebie nakrycie i
usidła na łóżku. Jej niebieskie oczy powędrowały na zegarek wiszący na
przeciwległej ścianie. Dochodziła dziesiąta, a śniadanie już dawno się
skończyło.
Pru
włączyła magiczne radio, które stało na wysokiej komodzie i uśmiechnęła się
lekko do siebie. Muzyka zawsze poprawiała jej nastrój. Zawsze chciała nauczyć
się grac na jakimś instrumencie, ale miała zbyt słomiany zapal, aby to zrobić.
Wyjęła z
szafki ubrania i skierowała się do łazienki. Jej współlokatorki zapewne
korzystały teraz z ostatnich słonecznych dni i wylegiwały się na błoniach. Prudence
weszła do łazienki i spojrzała w lustro. Nigdy nie uważała siebie za kogoś
pięknego. Mimo tego, że często można była usłyszeć pochwały w jej kierunku, to w głębi dziewczyna uważała się raczej za osobę przeciętną.
Szaroniebieskie oczy zawsze patrzymy na świat
w zdystansowany sposób. Rzadko kiedy można było dostrzec łzy czające się w ich
kącikach. A już na pewno, nie wyrażały
one uczuć. A przecież mówią, że oczy są zwierciadłem duszy. Cytat ten jednak
nijak miał się do panny Everdeen, która wszystko potrafiła ukryć w sobie.
Dziewczyna przejechała chudą dłonią opadające
na oczy włosy. O ich gęstość i zadbanie nikt nie mógł się przyczepić. Sięgały
jej do połowy pleców i zawsze były wszędzie. Lekko falowane, trudne do jakiego
kol wiek okiełznania.
Była
chuda, jednak nie tak przeraźliwie jak Jennifer. Pru często martwiła się o
przyjaciółkę i jej problemy zdrowotne. Bała się, że kiedyś przysporzy to
blondynce dużych kłopotów, jednak ta nie chciała za nic jej słuchać.
Prudence
mogła bez obaw nakładać buty na wysokim obcasie, mierzyła tylko niecałe metr
siedemdziesiąt. Czasem jednak, przez jej władcze i pewne siebie zachowanie
zdawała się być wyższa, przytłaczała ludzi swoją obecnością. Była ciężkim
orzechem do zgryzienia.
Na pełnych
różowych ustach często gościł ironiczny uśmieszek. Pru przejechała delikatnie
dłonią po swoich piegowatych policzkach. Wiele osób nie lubiło tych znamion, jednak
dziewczynie się podobały. Nie widziała co w nich takiego, ale dodawały uroku.
Prudence
odkręciła kurek w wannie, tak aby ta zaczęła wypełniać się ciepłą cieczą.
Rzadko kiedy pozwalała sobie na taką chwilę relaksu. Wakacje były burzliwym
okresem, w którym nie w głowie jej były kąpiele z bąbelkami.
Zrzuciła
ubranie i powoli weszła do wody. Nie lubiła gdy ta była za zimna i za gorąca. Związała
włosy, tak żeby się nie zamoczyły i zanurzyła ciało w ciepłej cieczy.
*&*
Finnick
siedział razem z Marcusem na kanapie w Pokoju Wspólnym. Dianne nie była tym
zbytnio zafascynowana. Nie interesował ja Quidditch, ani która panna ze
Slytherinu ma lepszy tyłek. Jednak mimo braku lepsze zajęcia skierowała się w
stronę swojego brata i jego przyjaciela. Od razu poczuła na sobie porywczy
wzrok Finnicka. Czasami doprowadzał ją tym do szału, jednak ta nie chciała dać
po sobie nic poznać.
- Witaj
siostrzyczko – uśmiechną się lekko Marcus, kiedy Di usiadła na fotelu
naprzeciwko nich. – Co cię do nas sprowadza?
- Brak
lepszego zajęcia braciszku – odpowiedziała oschle, rozglądając się uważniej po
pomieszczeniu. Miała nadzieję, że za chwile na horyzoncie pojawi się osoba, z
którą panna Zabini będzie bardziej chciała zmarnować swój czas. Który w końcu
jest cenny, jak nic innego.
-Jak tam,
Dianne? – zapytał Finnick z chytrym uśmieszkiem i taksując ją wzorkiem. Di
wiedziała, że blondyn najchętniej by się na nią rzucił tu i teraz. Dziewczyna
miała świadomość jak działa na płeć przeciwną, a już na pewno jak działa na
Finnicka Greengrassa.
-
Wystarczająco dobrze – odpowiedziała i lekko uniosła do góry lewą brew. –
Przerwałam wam w jakiejś zawziętej dyskusji. Możecie kontynuować.
Jej
beznamiętny ton zazwyczaj irytował rozmówców. Mimo tego, że dziewczyna czasem
aż nadto chciała wiedzieć o czym ktoś rozmawia, to nie okazywała tego. Wolała
aby ludzie nie wiedzieli, w co chce wepchnąć swój prosty nosek.
-
Schodziliśmy na Twoje ulubione tematy – zagadną z wrednym uśmiechem Marcus, na
co jego siostra zjechała go spojrzeniem.
- Moim
ulubionym tematem nie jest seks panowie.
Oboje
uśmiechnęli się do siebie znacząco, a Di tylko wzruszyła ramionami.
-
Finnowi coraz bardziej zaczęła się podobać Gryfońska uroda – powiedział żartem
Zabini i delikatnie szturchną swojego przyjaciela.
Dianne
teatralnie przewróciła swoimi oczami. Czasami miała dość swojego mało
inteligentnego brata. Chociaż dziewczyna, przez sporą część szkoły była brana
jak pusta i próżna, to w rzeczywistości Di była naprawdę inteligentna. Dobra
manipulantka oraz mistrzyni wszelakich intryg.
-
Czyżby? – zapytała lekko znużona – To może tak łaskawie przestać rozbierać mnie
w myślach? – zapytała i spojrzała wyzywająco na siedemnastoletniego blondyna.
Lubiła igrać z ludźmi.
Finnick
zasmiał się cicho i spojrzał prosto w szare tęczówki panny Zabini.
- A może
mam zacząć robić to tu i teraz?
Di
zaśmiała się i kokieteryjnie dotknęła swoim butem, na lekkim obcasie, jego
łydki.
- Nie
możesz się powstrzymać? – szepnęła cicho brunetka i delikatnie nachyliła się w
stronę blondyna.
Greengrass
szybkim ruchem nogi przysunął fotel, na którym siedziała dziewczyna bliżej siebie.
- A
żebyś wiedział Dianne – odpowiedział i nieznacznie się do niej przybliżył, tak,
że ich twarze dzieliło kilka centymetrów.
- Dość –
powiedział stanowczo Marcus, jednak jego słowa nie zadziałały zbyt wiele. Żadne z
nich nie było skłonne do słuchania Zabini.
Di
mrugnęła znacząco do blondyna i bez zbędnych ceregieli wyprostowała się,
oddalając od twarzy chłopaka, na której gościł radosny uśmiech.
-
Gryfońska uroda? –zapytała po chwili, zmieniając temat i wpatrując się w dwójkę
swoich towarzyszy.
- Ta
odwaga i szlachetne serce zawsze mnie pociągało – odpowiedział Finn, jednak
widząc spojrzenie swojej przyjaciółki, dodał szybko – Ty jesteś wyjątkiem,
kochanie.
Dziewczyna uśmiechnęła się z aprobata i lekko
kiwnęła głową.
- To
kogo masz na oku? – zapytała i spojrzała na niego z wyczekiwaniem. Należała do
osób ciekawskich, które zawsze lubią wszystko wiedzieć.
-
Myśleliśmy o naszej małej gryfońskiej przyjaciółce, ale niestety, Scorpius zbyt
bardzo ja sobie ceni, a ja nie mam zamiaru go stracić. Jest bardzo cennym graczem w naszej drużynie– słowa
Finnicka były mocno naciągane, Di wiedziała, że kuzyni bardzo cenią sobie swoje
towarzystwo.
- Ale co
powiecie na tą francuską krew, która zawsze kręci się z Everdeen? – zapytał z
chytrym uśmieszkiem Marcus i spojrzał po twarzach swoich słuchaczy.
- Za dwa
miesiące będzie moja – odpowiedział z pewnością siebie Finn i oparł
nonszalancko o brzeg sofy.
- Widzę,
że robi się ciekawie – zagadnęła Dianne lustrując obydwojga wzorkiem – To która
zostanie Twoja, może Heather?
- Panna
Boot nie wydaje się być łatwym celem – zaważył Zabini.
- A od
kiedy to szukamy łatwych celi? – zapytał Finn i uśmiechną się zawadiacko do
swoich towarzyszy.
-
Wybaczycie, jeżeli ja podziękuje z tej dziecinnej zabawy?
Po tych
słowach brunetka podniosła się z fotela.
- Życzę
wam szczęścia w rycerskich podbojach – dodała na odchodne, po czym zniknęła
ślizgonom z oczu.
*&*
Prudence stała lekko podenerwowana obok
wielkiego rozłożystego drzewa i nerwowo spoglądała na zegarek. Ona sama nie
cierpiała się spóźnić. Zawsze wtedy ludzie zwracają na kogoś uwagę, a ona
raczej wolała raczej pozostać niezauważona.
Fred powinien tutaj być dziesięć minut temu, jednak gryfonka pamiętała,
z dawnych czasów, jego tendencję do nie przychodzenia na czas. Odkładała
spotkanie z nim przez tydzień, ze względu na sprawę dotyczącą Ines. Nawet w
myślach, nie potrafiła nazwać ją swoją siostrą. Były sobie całkiem obce, a
nawet nazwisko nie stanowiło dla nich linii porozumienia.
Jej oczy szybko wypatrzyły biegnącego Freda.
Pru nigdy nie patrzyła na chłopaka tak jak teraz. Nie zwracała wcześniej uwagi
na jego kości policzkowe czy lekko rudowe włosy. Znała go wcześniej niż
Jennifer, był dla niej przyjacielem, może nawet bratem, jakim Nickolas nie
potrafił być. Był wysoki, swoim wzrostem górował nad większością uczniów
Hogwartu. Jednak Wealsey nie patrzył na nikogo z góry. Choć jego charakter nie pozwalał mu usiedzieć
w miejscu, a wszystko umiał obrócić w żart, to miał szacunek do innych i to odróżniało go od Jamesa Pottera.
- Część
– powiedziała, kiedy chłopak zatrzymał się tuż przed nią.
- Hej
Prude.
Wiele osób mogłoby pozazdrościć uśmiechu
Fredowi, nawet sam Potter. Syn Georga górował nad innymi swoją pogodą ducha.
Rzadko kiedy można było zobaczyć przygnębionego Wealsey’ a.
- Choć – powiedział i ruszył brzegiem jeziora
– Nie będziemy tak tutaj stali bezczynnie.
Brunetka
uśmiechnęła się lekko i ruszyła za gryfonem.
- Długo
nie mogłaś się zebrać żebyśmy się wreszcie spotkali – zaśmiał się delikatnie
chłopak i spojrzał z ukosa na Prudence.
- A ty długo zbierałeś się żeby zaszczyć mnie
zwykłym „cześć” – odpowiedziała i spojrzała w jego stronę. Na początku miała do
niego żal, jednak dała sobie spokój.
- Wiem –
powiedział i posłał w jej stronę przepraszający uśmiech – I nie chce się
tłumaczyć, bo wiem, że wyjaśnienia nic nie dadzą. Bo nie ma co mnie
usprawiedliwić.
- Masz
racę, ale mimo wszystko kiedyś byłaś dla mnie przyjacielem, a potem pojawił się
James Potter.
- Masz o
nim mylne wyobrażenie, z resztą jak każdy – rzekł i spojrzał w stronę zamku,
jednak szybko przeniósł wzrok na swoja rozmówczynię.
- Nie
jestem jak każdy.
- Nie
jesteś.
- Ale
James Potter jest dupkiem – powiedziała z chłodem w głosie.
- W tym
też się zgodzę. Czasem naprawdę zachowuje się jak ostatnia świnia, ale mimo
wszystko wiele rzeczy robi na pokaz. Chce żeby ludzie go widzieli, boi się, że
straci to co według niego jest najważniejsze. Choć potrafi być prawdziwym
przyjacielem. Mimo wszystko jest dobrym człowiekiem i wartościowym, ale uważa,
że to co jest najważniejsze, w tym świecie nie ma znaczenia.
- To z
jednej strony trochę smutne, jednak nie na tyle, aby mi było szkoda Jamesa
Pottera.
-
Domyślam się - odpowiedział, a kąciki
jego ust lekko powędrowały ku górze.
-
Dlaczego tak bardzo zależało Ci na spotkaniu ze mną? – zapytała, przerywając
chwilową ciszę. Chciała wiedzieć, co takiego podkusiło Freda do zrobienia kroku
w jej stronę.
- Prudence
– zaczął powoli, nagle zatrzymując się w miejscu – Wiem, nie powinienem był tego
robić. Byliśmy przyjaciółmi, najlepszymi przyjaciółmi.
Brunetka
rzadko komu ufała, były dwie osoby z którymi łączyły ją bliższe relacje, tak
głębokie, że była im w stanie powiedzieć wszystko. Dwóch niegdyś chłopców, a
teraz już prawie mężczyzn. Jednak Scorpius pozostał do teraz.
- W czym
James Potter jest lepszy ode mnie? – to pytanie Pru rozłożyło Freda, było jak
grom z jasnego nieba, którego on się nie spodziewał.
- Nie
jest lepszy, ale – zaczął, jednak dziewczyna nigdy nie umiała siedzieć cicho,
zawsze musiała coś dodać.
- Nie ma
ale. Dlaczego był aż tak ważny, abyś ty zapomniał jak wyglądam?
- Było
inaczej – chciał usilnie jej wszystko wyjaśnić, miał dość tego co było między
nimi – Wiesz, naprawdę Cię lubiłem, ale ja chciałem wtedy czegoś więcej. Byłem durnym
trzynastolatkiem, który został zraniony przez dziewczynę którą kochał.
- To nie
było celowe! – Pru lekko podniosła głos na swojego rozmówce. – Wolałbyś, żebym
Cie czymś łudziła?
- Nie –
odpowiedział szybko i lekko się skrzywił – Jednak było mi ciężko i nie chciałem
zrywać z Tobą kontaktu, ale…
-
Mówiłam, nie ma ale.
- Już – uciął
szybko Fred i delikatnie potrząsną głową – Nigdy nie byłem szczególnie
zapatrzony w Jamesa, jednak wtedy on stwierdził, że może byłoby lepiej gdybyśmy
ja i ty zerwali kontakty. Nie chciałem tego, ale Potter tak. Nie ze względów osobistych
– zaprzeczył stanowczo – Tylko miał chyba dość mojego gadania. I odciągał mnie
od Ciebie na wszelkie możliwe sposoby. Robił wszystko aby nie mógł spędzać z
tobą czasu. A musisz przyznać, że James bywa czasem bardzo absorbujący.
Nastała
cisza i żadne z nich nie wiedziała co miało odpowiedzieć. Obydwoje pogodzili
się ze swoją stratą, jednak była pustka, której żadne z nich nie umiało
zapełnić.
Fred dla Prudence był kimś innym niż Scorpius,
którego traktowała jak brata, który znał ją od małego, nie był twardo stąpającego
po ziemi idealistą, a całkowitym przeciwieństwem. Syn Georga był marzycielem, zapatrzonym
w swoje ideały, jednak podchodzącym do wszystkiego z humorem. Takiego oparcia
potrzebowała panna Everdeen. Jennifer
była świetna, była jej ostoją i oparciem, ale nigdy nie potrafiła zastąpić
serca i dowcipu Weasley’ a.
A jak Freddie traktował Pru? Była jego
pierwszą miłością. Nigdy nie zastanawiał się dlaczego ona. Dlaczego dziewczyna o
takim ciężkim charakterze. Dlaczego ta, która nie odwzajemniała jego czucia?
Miał wtedy trzynaście lat, ale takich rzeczy się nie zapomina, choć z
perspektywy czasu wdają się one błahe.
- Więc
co teraz? – zapytała siląc się na spokojny ton. Rozejrzała się dookoła; kiedyś
uwielbiała przesiadywać tutaj z Jennifer. Niedaleko zaczynał się Zakazany Las i
były z dala od całego zgiełku uczniów. Nikt im nie przeszkadzał, mogły w
spokoju porozmawiać. Teraz jednak stojąc tutaj z Fredem Prudence czuła się
obco. Jakby nigdy wcześniej tutaj nie była.
- Nie
cofniemy czasu - powiedział, a na jego twarzy zaczął pojawiać się szeroki śmiech
– Ale możemy znaleźć jak najlepszy sposób by pójść na przód.
Fred
nachylił się nad nią i przytulił ją do siebie. Pru lekko zamurowało, jednak otrząsnęła
się i odwzajemniła uścisk gryfona. Musiała przyznać, że jej serce skute lodem
czasem potrzebowało ciepła. Nie zawsze była skałą, osobą ukrywającą uczucia przed
światłem dziennym.
*&*
Wrzesień powoli dobiegł końca, a Prudence nie
miała nowych wieści co do przybycia Ines do Howgartu. Ciekawość pożerała ją od
środka, a lekcja transmutacji nigdy jeszcze nie wydawała jej się aż tak nudna. Lubiła
ten przedmiot, jednak dzisiejsza zajęcia były dla niej istną udręką. W nocy spacerowała
z Fredem po zamku. Od ich rozmowy starali się robić wszystko by odświerzyć stare relacje.
Pukanie do drzwi było dla szatynki istnym
wybawieniem. Nauczyciel już miał zamiar ją zapytać i skarcić za bark
jakiegokolwiek skupienia na lekcji.
- Mogłabym
porwać Everdeen na chwilę? – głos profesor McGonagall odbił się echem po
marmurowej sali.
- Ależ
oczywiście pani dyrektor – odpowiedział wysoki mężczyzna i lekko skinął głową.
Pru szybkim ruchem zgarnęła swoje rzeczy do skórzanej
torby i poszła za kobieta. Czuła na swoich plecach wzrok uczniów, którzy z
zaciekawieniem się w nią wpatrywali.
Nie pytała, szła posłusznie zanim dotarli do
gabinetu, który wyglądał bardzo podobnie do tego, kiedy panował tutaj jeszcze Albus
Dumbledore. Jej serce biło szybko, w obawie przed tym co może być za złotymi
drzwiami. Nie lubiła nie czuć gruntu pod stopami, a teraz nie wiedziała na czym
stoi. Nie miała pojęcia, kto może czekać za ścianą, kim może być Ines.
Przeszła próg z podniesioną głową, idąc zaraz
za byłą nauczycielką, która odusunęła się na bok, puszczając na przód gryfonkę.
- Panno Everdeen –powiedziała i spojrzała na Prudence i wykonała teatralny ruch dłoni w stronę „tej drugiej” – Oto panna Desportes.
Były podobne, ten sam kolor włosów, podobne rysy twarzy, nie dało się nie zauważyć, że były spokrewnione. A Pru taki układ całkowicie nie pasował.
- Czy ona nie miała mieć jakiś jedenastu lat? – wypaliła gryfona i spojrzała pytająco na delikatnie podenerwowaną dyrektorkę. Zanim ta zdołała cokolwiek odpowiedzieć, odezwała się Ines:
- Ta ona ma imię – odpowiedziała zuchwale – Mam piętnaście lat, jeśli cię to interesuje.
Oczywiście, że mnie to interesuje.
Jednak zignorowała ją i z powrotem zwróciła się do nauczycielki:
- Czy nasza nowa uczennica została już przydzielona do domu?
- Jestem twoją siostrą! – obruszyła się Ines i spojrzała na Prudence z nieukrywaną pogardą.
- Ja nie mam ani siostry, ani rodziców. Jestem tylko ja, rozumiesz? Jeśli nie, to radziłaby – odpowiedziała twardo gryfona. – Więc jaki dom?
- Slytherin – rzekła panna Desporties z zadowoleniem i duma.
Everdeen prychnęła i zjechała Ines spojrzeniem pełnym politowania.
- Brawo, kolejny obślizgły gad do kolekcji
- Panno Everdeen! – obruszyła się McGonagall – Proszę trzymać swoje słownictwo na wodzy.
- Ja już się zbieram pani profesor, nic tu po mnie – powiedziała siląc się na grzeczny ton Prudence i skierowała się do wyjścia – Mam nadzieję, że zaaklimatyzujesz się w nowej szkole Ines.
- Destiny Everdeen siostrzyczko – odpowiedziała, kiedy Pru była już za drzwiami pomieszczenia i zbiegała bo marmurowych schodach prowadzących do gabinetu.
*&*
- To jakaś idiotka – obruszyła się brunetka i popatrzyła z wyczekiwaniem na swoją przyjaciółkę. Jennifer z uwagą słuchała jej relacji ze spotkania z dyrektorką.
- Może ją źle oceniasz – zaczęła, jak zwykle próbując ratować sytuację. Jednak przy oporze Everdeen było to praktycznie niczym.
- Nie. Ona jest taka jak oni, rozumiesz?
- Tak – potrzasnęła głową blondynka – Bądź wobec niej naturalna. Może to tylko złudzenie. Nie znasz jej. Nigdy nie była wychowywana przez Florence albo Johnatana.
- Nazywa się Desitny i ma być niby moim przeznaczeniem?
- A ty chcesz temu wszystkiemu zapobiec skarbie? – zapytała z lekkim uśmiechem Jen.
- Chodzi o to, że ja chyba nie potrafię jej dobrze traktować. Bo gdy tak bardzo chciałam odciąć się od świata który znałam poprzednich lat to pojawiła się ona i wszystko zrujnowała.
*&*
Jestem okropna, nie umiem szybko czegoś napisać. Otwieram Worda i na tym kończy się moja praca. Mam pomysł na dwie inne historie i brak chęci do ich napisania. Ale nie lubię się nad sobą użalać.
W każdym razie spóźnione Wesołych Świąt, których ja magii jeszcze bardziej niż w tamtym roku, nie czułam. Udanego Sylwestra oczywiście i żebyście byli szczęśliwi do granic możliwości w 2013 roku.
Próbuje nauczyć się obsługiwać programy graficzne, ale jestem w tym marna. Może jakieś zaprzyjaźnione szablonarnie które polecacie? Bo przejrzałam już chyba większość, a mam tendencję do zmieniania wygładu bloga co i rusz.
A i jeśli
to czytasz drogi Anonimie, zostaw po sobie drobny ślad. ; )
A i na
zakończenie, poszukuje bety.
Nareszcie jest rozdział!
OdpowiedzUsuńSpotkanie z Fredem wypadło tak naturalnie, że doskonale się to czytało. Znalazłam parę literówek, ale występowały rzadko. Widzę, że siostra Pru, ma jeszcze trudniejszy charakterek, niż się spodziewałam. I tak oto, kolejna żmija trafiła do Slytherinu. Ciekawe jak to się skończy?
Pozdrawiam i życzę weny!
Bardzo się ciesze, że spotkanie z Fredem tak wypadło. Chciałam by tak było i widać się udało. W sumie to właśnie ta sytuacja natchnęła mnie do dokończenia tego rozdziału. ;)
OdpowiedzUsuńPrzyjęłam Twoje zamówienie pod urodzinową, zdołałam je wykonać, a Ty tak po prostu złożyłaś zamówienie u Elfaby. Następnym razem zastanów się zanim zamówisz bo marnujesz tylko mój czas i wysiłek. W regulaminie wyraźnie pisze, że nie wolno zamawiać na innych szabloniarniach gdy robisz to u nas.
OdpowiedzUsuńNa początek powiem, że wspaniały szablon główny;)
OdpowiedzUsuńSam rozdział wyszedł ci bardzo długi i moim zdaniem ciekawy czego się nie spodziewałam.
Masz naprawdę wspaniały talent i umiesz okazywać emocje na co wielu autorów w tym punkcie zawodzi.
Wspaniale wykreowałaś znane nam postacie pokazując je w całkiem innej roli.
Mnie osobiście zachwyciłaś i gratuluje pomysłu a także życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.
http://niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com