27 grudnia 2012

Rozdział 4: Prawda wychodzi na jaw



 A my wszyscy razem jesteśmy jedną wielką
częścią istnienia
Wszyscy razem jesteśmy jedną wielką częścią
zniszczenia 




Minął już tydzień od rozmowy Prudence z McGonagall. Od tego czasu dziewczyna jeszcze bardziej zamknęła się  w sobie.  Zbyt wiele się teraz dla niej zmieniło, co miało wpływ na dalszy bieg wydarzeń. Bo jak bardzo dziecko może czuć odrazę do swoich rodziców?
 Spotkanie  z Fredem Weasley’ em przełożyła. Pru nie miała ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Sprawa z jej siostrą, zbyt bardzo ją ruszyła. Miała dość tego, że przez tyle czasu było okłamywana. Zawsze brzydziła się kłamstwem.
 Nastała sobota, a dziewczyna nie miała chęci wstać z łóżka. Podniosła delikatnie głowę i zlustrowała spojrzeniem całe pomieszczenie. Nie było tam nikogo, Pru tylko westchnęła i znów oparła się o poduszkę. Miała dość wszystkiego, a najgorsze było czekanie. Mimo wszystko chciała poznać Ines. Była ciekawa jaka jest dziewczyna, a MaGonagall kazała jej czekać. Pru nie pytała ją o siostrę, wiedziała, że gdy tylko coś się wydarzy, nauczycielka ją powiadomi. 
 Szybkim ruchem zrzuciła z siebie nakrycie i usidła na łóżku. Jej niebieskie oczy powędrowały na zegarek wiszący na przeciwległej ścianie. Dochodziła dziesiąta, a śniadanie już dawno się skończyło.
Pru włączyła magiczne radio, które stało na wysokiej komodzie i uśmiechnęła się lekko do siebie. Muzyka zawsze poprawiała jej nastrój. Zawsze chciała nauczyć się grac na jakimś instrumencie, ale miała zbyt słomiany zapal, aby to zrobić.
Wyjęła z szafki ubrania i skierowała się do łazienki. Jej współlokatorki zapewne korzystały teraz z ostatnich słonecznych dni i wylegiwały się na błoniach. Prudence weszła do łazienki i spojrzała w lustro. Nigdy nie uważała siebie za kogoś pięknego. Mimo tego, że często można była usłyszeć pochwały w jej kierunku, to w głębi dziewczyna uważała się raczej za osobę przeciętną.
 Szaroniebieskie oczy zawsze patrzymy na świat w zdystansowany sposób. Rzadko kiedy można było dostrzec łzy czające się w ich kącikach. A już na pewno,  nie wyrażały one uczuć. A przecież mówią, że oczy są zwierciadłem duszy. Cytat ten jednak nijak miał się do panny Everdeen, która wszystko potrafiła ukryć w sobie.
 Dziewczyna przejechała chudą dłonią opadające na oczy włosy. O ich gęstość i zadbanie nikt nie mógł się przyczepić. Sięgały jej do połowy pleców i zawsze były wszędzie. Lekko falowane, trudne do jakiego kol wiek okiełznania.
Była chuda, jednak nie tak przeraźliwie jak Jennifer. Pru często martwiła się o przyjaciółkę i jej problemy zdrowotne. Bała się, że kiedyś przysporzy to blondynce dużych kłopotów, jednak ta nie chciała za nic jej słuchać.
Prudence mogła bez obaw nakładać buty na wysokim obcasie, mierzyła tylko niecałe metr siedemdziesiąt. Czasem jednak, przez jej władcze i pewne siebie zachowanie zdawała się być wyższa, przytłaczała ludzi swoją obecnością. Była ciężkim orzechem do zgryzienia.
Na pełnych różowych ustach często gościł ironiczny uśmieszek. Pru przejechała delikatnie dłonią po swoich piegowatych policzkach. Wiele osób nie lubiło tych znamion, jednak dziewczynie się podobały. Nie widziała co w nich takiego, ale dodawały uroku.
Prudence odkręciła kurek w wannie, tak aby ta zaczęła wypełniać się ciepłą cieczą. Rzadko kiedy pozwalała sobie na taką chwilę relaksu. Wakacje były burzliwym okresem, w którym nie w głowie jej były kąpiele z bąbelkami.
Zrzuciła ubranie i powoli weszła do wody. Nie lubiła gdy ta była za zimna i za gorąca. Związała włosy, tak żeby się nie zamoczyły i zanurzyła ciało w ciepłej cieczy.

*&*

Finnick siedział razem z Marcusem na kanapie w Pokoju Wspólnym. Dianne nie była tym zbytnio zafascynowana. Nie interesował ja Quidditch, ani która panna ze Slytherinu ma lepszy tyłek. Jednak mimo braku lepsze zajęcia skierowała się w stronę swojego brata i jego przyjaciela. Od razu poczuła na sobie porywczy wzrok Finnicka. Czasami doprowadzał ją tym do szału, jednak ta nie chciała dać po sobie nic poznać.
- Witaj siostrzyczko – uśmiechną się lekko Marcus, kiedy Di usiadła na fotelu naprzeciwko nich. – Co cię do nas sprowadza?
- Brak lepszego zajęcia braciszku – odpowiedziała oschle, rozglądając się uważniej po pomieszczeniu. Miała nadzieję, że za chwile na horyzoncie pojawi się osoba, z którą panna Zabini będzie bardziej chciała zmarnować swój czas. Który w końcu jest cenny, jak nic innego.
-Jak tam, Dianne? – zapytał Finnick z chytrym uśmieszkiem i taksując ją wzorkiem. Di wiedziała, że blondyn najchętniej by się na nią rzucił tu i teraz. Dziewczyna miała świadomość jak działa na płeć przeciwną, a już na pewno jak działa na Finnicka Greengrassa.
- Wystarczająco dobrze – odpowiedziała i lekko uniosła do góry lewą brew. – Przerwałam wam w jakiejś zawziętej dyskusji. Możecie kontynuować.
Jej beznamiętny ton zazwyczaj irytował rozmówców. Mimo tego, że dziewczyna czasem aż nadto chciała wiedzieć o czym ktoś rozmawia, to nie okazywała tego. Wolała aby ludzie nie wiedzieli, w co chce wepchnąć swój prosty nosek.
- Schodziliśmy na Twoje ulubione tematy – zagadną z wrednym uśmiechem Marcus, na co jego siostra zjechała go spojrzeniem.
- Moim ulubionym tematem nie jest seks panowie.
Oboje uśmiechnęli się do siebie znacząco, a Di tylko wzruszyła ramionami.
- Finnowi coraz bardziej zaczęła się podobać Gryfońska uroda – powiedział żartem Zabini i delikatnie szturchną swojego przyjaciela.
Dianne teatralnie przewróciła swoimi oczami. Czasami miała dość swojego mało inteligentnego brata. Chociaż dziewczyna, przez sporą część szkoły była brana jak pusta i próżna, to w rzeczywistości Di była naprawdę inteligentna. Dobra manipulantka oraz mistrzyni wszelakich intryg.
- Czyżby? – zapytała lekko znużona – To może tak łaskawie przestać rozbierać mnie w myślach? – zapytała i spojrzała wyzywająco na siedemnastoletniego blondyna. Lubiła igrać z ludźmi.
Finnick zasmiał się cicho i spojrzał prosto w szare tęczówki panny Zabini.
- A może mam zacząć robić to tu i teraz?
Di zaśmiała się i kokieteryjnie dotknęła swoim butem, na lekkim obcasie, jego łydki.
- Nie możesz się powstrzymać? – szepnęła cicho brunetka i delikatnie nachyliła się w stronę blondyna. 
Greengrass szybkim ruchem nogi przysunął fotel, na którym siedziała dziewczyna bliżej siebie.
- A żebyś wiedział Dianne – odpowiedział i nieznacznie się do niej przybliżył, tak, że ich twarze dzieliło kilka centymetrów.
- Dość – powiedział stanowczo Marcus, jednak jego słowa nie zadziałały zbyt wiele. Żadne z nich nie było skłonne do słuchania Zabini.
Di mrugnęła znacząco do blondyna i bez zbędnych ceregieli wyprostowała się, oddalając od twarzy chłopaka, na której gościł radosny uśmiech.
- Gryfońska uroda? –zapytała po chwili, zmieniając temat i wpatrując się w dwójkę swoich towarzyszy.
- Ta odwaga i szlachetne serce zawsze mnie pociągało – odpowiedział Finn, jednak widząc spojrzenie swojej przyjaciółki, dodał szybko – Ty jesteś wyjątkiem, kochanie.
 Dziewczyna uśmiechnęła się z aprobata i lekko kiwnęła głową.
- To kogo masz na oku? – zapytała i spojrzała na niego z wyczekiwaniem. Należała do osób ciekawskich, które zawsze lubią wszystko wiedzieć.
- Myśleliśmy o naszej małej gryfońskiej przyjaciółce, ale niestety, Scorpius zbyt bardzo ja sobie ceni, a ja nie mam zamiaru go stracić. Jest bardzo cennym graczem w naszej drużynie– słowa Finnicka były mocno naciągane, Di wiedziała, że kuzyni bardzo cenią sobie swoje towarzystwo.
- Ale co powiecie na tą francuską krew, która zawsze kręci się z Everdeen? – zapytał z chytrym uśmieszkiem Marcus i spojrzał po twarzach swoich słuchaczy.
- Za dwa miesiące będzie moja – odpowiedział z pewnością siebie Finn i oparł nonszalancko o brzeg sofy.
- Widzę, że robi się ciekawie – zagadnęła Dianne lustrując obydwojga wzorkiem – To która zostanie Twoja, może Heather?
- Panna Boot nie wydaje się być łatwym celem – zaważył Zabini.
- A od kiedy to szukamy łatwych celi? – zapytał Finn i uśmiechną się zawadiacko do swoich towarzyszy.
- Wybaczycie, jeżeli ja podziękuje z tej dziecinnej zabawy?
Po tych słowach brunetka podniosła się z fotela. 
- Życzę wam szczęścia w rycerskich podbojach – dodała na odchodne, po czym zniknęła ślizgonom z oczu.

*&*

 Prudence stała lekko podenerwowana obok wielkiego rozłożystego drzewa i nerwowo spoglądała na zegarek. Ona sama nie cierpiała się spóźnić. Zawsze wtedy ludzie zwracają na kogoś uwagę, a ona raczej wolała raczej pozostać niezauważona.  Fred powinien tutaj być dziesięć minut temu, jednak gryfonka pamiętała, z dawnych czasów, jego tendencję do nie przychodzenia na czas. Odkładała spotkanie z nim przez tydzień, ze względu na sprawę dotyczącą Ines. Nawet w myślach, nie potrafiła nazwać ją swoją siostrą. Były sobie całkiem obce, a nawet nazwisko nie stanowiło dla nich linii porozumienia.
 Jej oczy szybko wypatrzyły biegnącego Freda. Pru nigdy nie patrzyła na chłopaka tak jak teraz. Nie zwracała wcześniej uwagi na jego kości policzkowe czy lekko rudowe włosy. Znała go wcześniej niż Jennifer, był dla niej przyjacielem, może nawet bratem, jakim Nickolas nie potrafił być. Był wysoki, swoim wzrostem górował nad większością uczniów Hogwartu. Jednak Wealsey nie patrzył na nikogo z góry.  Choć jego charakter nie pozwalał mu usiedzieć w miejscu, a wszystko umiał obrócić w żart, to miał szacunek do innych i to odróżniało go od Jamesa Pottera.
- Część – powiedziała, kiedy chłopak zatrzymał się tuż przed nią.
- Hej Prude.
 Wiele osób mogłoby pozazdrościć uśmiechu Fredowi, nawet sam Potter. Syn Georga górował nad innymi swoją pogodą ducha. Rzadko kiedy można było zobaczyć przygnębionego Wealsey’ a.
 - Choć – powiedział i ruszył brzegiem jeziora – Nie będziemy tak tutaj stali bezczynnie.
Brunetka uśmiechnęła się lekko i ruszyła za gryfonem.
- Długo nie mogłaś się zebrać żebyśmy się wreszcie spotkali – zaśmiał się delikatnie chłopak i spojrzał z ukosa na Prudence.
 - A ty długo zbierałeś się żeby zaszczyć mnie zwykłym „cześć” – odpowiedziała i spojrzała w jego stronę. Na początku miała do niego żal, jednak dała sobie spokój.
- Wiem – powiedział i posłał w jej stronę przepraszający uśmiech – I nie chce się tłumaczyć, bo wiem, że wyjaśnienia nic nie dadzą. Bo nie ma co mnie usprawiedliwić.
- Masz racę, ale mimo wszystko kiedyś byłaś dla mnie przyjacielem, a potem pojawił się James Potter.
- Masz o nim mylne wyobrażenie, z resztą jak każdy – rzekł i spojrzał w stronę zamku, jednak szybko przeniósł wzrok na swoja rozmówczynię.
- Nie jestem jak każdy.
- Nie jesteś.
- Ale James Potter jest dupkiem – powiedziała z chłodem w głosie.
- W tym też się zgodzę. Czasem naprawdę zachowuje się jak ostatnia świnia, ale mimo wszystko wiele rzeczy robi na pokaz. Chce żeby ludzie go widzieli, boi się, że straci to co według niego jest najważniejsze. Choć potrafi być prawdziwym przyjacielem. Mimo wszystko jest dobrym człowiekiem i wartościowym, ale uważa, że to co jest najważniejsze, w tym świecie nie ma znaczenia.
- To z jednej strony trochę smutne, jednak nie na tyle, aby mi było szkoda Jamesa Pottera.
- Domyślam się  - odpowiedział, a kąciki jego ust lekko powędrowały ku górze.
- Dlaczego tak bardzo zależało Ci na spotkaniu ze mną? – zapytała, przerywając chwilową ciszę. Chciała wiedzieć, co takiego podkusiło Freda do zrobienia kroku w jej stronę.
- Prudence – zaczął powoli, nagle zatrzymując się w miejscu – Wiem, nie powinienem był tego robić. Byliśmy przyjaciółmi, najlepszymi przyjaciółmi.
Brunetka rzadko komu ufała, były dwie osoby z którymi łączyły ją bliższe relacje, tak głębokie, że była im w stanie powiedzieć wszystko. Dwóch niegdyś chłopców, a teraz już prawie mężczyzn. Jednak Scorpius pozostał do teraz.
- W czym James Potter jest lepszy ode mnie? – to pytanie Pru rozłożyło Freda, było jak grom z jasnego nieba, którego on się nie spodziewał.
- Nie jest lepszy, ale – zaczął, jednak dziewczyna nigdy nie umiała siedzieć cicho, zawsze musiała coś dodać.
- Nie ma ale. Dlaczego był aż tak ważny, abyś ty zapomniał jak wyglądam?
- Było inaczej – chciał usilnie jej wszystko wyjaśnić, miał dość tego co było między nimi – Wiesz, naprawdę Cię lubiłem, ale ja chciałem wtedy czegoś więcej. Byłem durnym trzynastolatkiem, który został zraniony przez dziewczynę którą kochał.
- To nie było celowe! – Pru lekko podniosła głos na swojego rozmówce. – Wolałbyś, żebym Cie czymś łudziła?
- Nie – odpowiedział szybko i lekko się skrzywił – Jednak było mi ciężko i nie chciałem zrywać z Tobą kontaktu, ale…
- Mówiłam, nie ma ale.
- Już – uciął szybko Fred i delikatnie potrząsną głową – Nigdy nie byłem szczególnie zapatrzony w Jamesa, jednak wtedy on stwierdził, że może byłoby lepiej gdybyśmy ja i ty zerwali kontakty. Nie chciałem tego, ale Potter tak. Nie ze względów osobistych – zaprzeczył stanowczo – Tylko miał chyba dość mojego gadania. I odciągał mnie od Ciebie na wszelkie możliwe sposoby. Robił wszystko aby nie mógł spędzać z tobą czasu. A musisz przyznać, że James bywa czasem bardzo absorbujący.
Nastała cisza i żadne z nich nie wiedziała co miało odpowiedzieć. Obydwoje pogodzili się ze swoją stratą, jednak była pustka, której żadne z nich nie umiało zapełnić.
 Fred dla Prudence był kimś innym niż Scorpius, którego traktowała jak brata, który znał ją od małego, nie był twardo stąpającego po ziemi idealistą, a całkowitym przeciwieństwem. Syn Georga był marzycielem, zapatrzonym w swoje ideały, jednak podchodzącym do wszystkiego z humorem. Takiego oparcia potrzebowała  panna Everdeen. Jennifer była świetna, była jej ostoją i oparciem, ale nigdy nie potrafiła zastąpić serca i dowcipu Weasley’ a.
 A jak Freddie traktował Pru? Była jego pierwszą miłością. Nigdy nie zastanawiał się dlaczego ona. Dlaczego dziewczyna o takim ciężkim charakterze. Dlaczego ta, która nie odwzajemniała jego czucia? Miał wtedy trzynaście lat, ale takich rzeczy się nie zapomina, choć z perspektywy czasu wdają się one błahe.
- Więc co teraz? – zapytała siląc się na spokojny ton. Rozejrzała się dookoła; kiedyś uwielbiała przesiadywać tutaj z Jennifer. Niedaleko zaczynał się Zakazany Las i były z dala od całego zgiełku uczniów. Nikt im nie przeszkadzał, mogły w spokoju porozmawiać. Teraz jednak stojąc tutaj z Fredem Prudence czuła się obco. Jakby nigdy wcześniej tutaj nie była.
- Nie cofniemy czasu - powiedział, a na jego twarzy zaczął pojawiać się szeroki śmiech – Ale możemy znaleźć jak najlepszy sposób by pójść na przód.
Fred nachylił się nad nią i przytulił ją do siebie. Pru lekko zamurowało, jednak otrząsnęła się i odwzajemniła uścisk gryfona. Musiała przyznać, że jej serce skute lodem czasem potrzebowało ciepła. Nie zawsze była skałą, osobą ukrywającą uczucia przed światłem dziennym.

*&*
 Wrzesień powoli dobiegł końca, a Prudence nie miała nowych wieści co do przybycia Ines do Howgartu. Ciekawość pożerała ją od środka, a lekcja transmutacji nigdy jeszcze nie wydawała jej się aż tak nudna. Lubiła ten przedmiot, jednak dzisiejsza zajęcia były dla niej istną udręką. W nocy spacerowała z Fredem po zamku. Od ich rozmowy starali się robić wszystko by odświerzyć stare relacje.
 Pukanie do drzwi było dla szatynki istnym wybawieniem. Nauczyciel już miał zamiar ją zapytać i skarcić za bark jakiegokolwiek skupienia na lekcji.
- Mogłabym porwać Everdeen na chwilę? – głos profesor McGonagall odbił się echem po marmurowej sali.  
- Ależ oczywiście pani dyrektor – odpowiedział wysoki mężczyzna i lekko skinął głową.
 Pru szybkim ruchem zgarnęła swoje rzeczy do skórzanej torby i poszła za kobieta. Czuła na swoich plecach wzrok uczniów, którzy z zaciekawieniem się w nią wpatrywali.
 Nie pytała, szła posłusznie zanim dotarli do gabinetu, który wyglądał bardzo podobnie do tego, kiedy panował tutaj jeszcze Albus Dumbledore. Jej serce biło szybko, w obawie przed tym co może być za złotymi drzwiami. Nie lubiła nie czuć gruntu pod stopami, a teraz nie wiedziała na czym stoi. Nie miała pojęcia, kto może czekać za ścianą, kim może być Ines.
 Przeszła próg z podniesioną głową, idąc zaraz za byłą nauczycielką, która odusunęła się na bok, puszczając na przód gryfonkę.

  - Panno Everdeen –powiedziała i spojrzała na Prudence  i wykonała teatralny ruch dłoni w stronę „tej drugiej” – Oto panna Desportes.

 Były podobne, ten sam kolor włosów, podobne rysy twarzy, nie dało się nie zauważyć, że były spokrewnione. A Pru taki układ całkowicie nie pasował.

- Czy ona nie miała mieć jakiś jedenastu lat? – wypaliła gryfona i spojrzała pytająco na delikatnie podenerwowaną dyrektorkę. Zanim ta zdołała cokolwiek odpowiedzieć, odezwała się Ines:

-  Ta ona ma imię – odpowiedziała zuchwale – Mam piętnaście lat, jeśli cię to interesuje.

Oczywiście, że mnie to interesuje.

Jednak zignorowała ją i z powrotem zwróciła się do nauczycielki:

- Czy nasza nowa uczennica została już przydzielona do domu?

- Jestem twoją siostrą! – obruszyła się Ines i spojrzała na Prudence z nieukrywaną pogardą.

- Ja nie mam ani siostry, ani rodziców. Jestem tylko ja, rozumiesz? Jeśli nie, to radziłaby – odpowiedziała twardo gryfona. – Więc jaki dom?

- Slytherin – rzekła panna Desporties z zadowoleniem i duma.

Everdeen prychnęła i zjechała Ines spojrzeniem pełnym politowania.

- Brawo, kolejny obślizgły gad do kolekcji

- Panno Everdeen! – obruszyła się McGonagall – Proszę trzymać swoje słownictwo na wodzy.

 - Ja już się zbieram pani profesor, nic tu po mnie – powiedziała siląc się na grzeczny ton Prudence i skierowała się do wyjścia – Mam nadzieję, że zaaklimatyzujesz się w nowej szkole Ines.

- Destiny Everdeen siostrzyczko – odpowiedziała, kiedy Pru była już za drzwiami pomieszczenia i zbiegała bo marmurowych schodach prowadzących do gabinetu.

 

*&*

- To jakaś idiotka – obruszyła się brunetka i popatrzyła z wyczekiwaniem na swoją przyjaciółkę. Jennifer z uwagą słuchała jej relacji ze spotkania z dyrektorką.

- Może ją źle oceniasz – zaczęła, jak zwykle próbując ratować sytuację. Jednak przy oporze Everdeen było to praktycznie niczym.

- Nie. Ona jest taka jak oni, rozumiesz?

- Tak – potrzasnęła głową blondynka – Bądź wobec niej naturalna. Może to tylko złudzenie. Nie znasz jej. Nigdy nie była wychowywana przez Florence albo Johnatana.

- Nazywa się Desitny i ma być niby moim przeznaczeniem?

- A ty chcesz temu wszystkiemu zapobiec skarbie? – zapytała z lekkim uśmiechem Jen.

- Chodzi o to, że ja chyba nie potrafię jej dobrze traktować. Bo gdy tak bardzo chciałam odciąć się od świata który znałam poprzednich lat to pojawiła się ona i wszystko zrujnowała.

 

*&*

Jestem okropna, nie umiem szybko czegoś napisać. Otwieram Worda i na tym kończy się moja praca. Mam pomysł na dwie inne historie i brak chęci do ich napisania. Ale nie lubię się nad sobą użalać.

W każdym razie spóźnione Wesołych Świąt, których ja magii jeszcze bardziej niż w tamtym roku, nie czułam. Udanego Sylwestra oczywiście i żebyście byli szczęśliwi do granic możliwości w 2013 roku.

Próbuje nauczyć się obsługiwać programy graficzne, ale jestem w tym marna. Może jakieś zaprzyjaźnione szablonarnie które polecacie? Bo przejrzałam już chyba większość, a mam tendencję do zmieniania wygładu bloga co i rusz.

A i jeśli to czytasz drogi Anonimie, zostaw po sobie drobny ślad. ; )
A i na zakończenie, poszukuje bety.

4 komentarze:

  1. Nareszcie jest rozdział!
    Spotkanie z Fredem wypadło tak naturalnie, że doskonale się to czytało. Znalazłam parę literówek, ale występowały rzadko. Widzę, że siostra Pru, ma jeszcze trudniejszy charakterek, niż się spodziewałam. I tak oto, kolejna żmija trafiła do Slytherinu. Ciekawe jak to się skończy?
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się ciesze, że spotkanie z Fredem tak wypadło. Chciałam by tak było i widać się udało. W sumie to właśnie ta sytuacja natchnęła mnie do dokończenia tego rozdziału. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyjęłam Twoje zamówienie pod urodzinową, zdołałam je wykonać, a Ty tak po prostu złożyłaś zamówienie u Elfaby. Następnym razem zastanów się zanim zamówisz bo marnujesz tylko mój czas i wysiłek. W regulaminie wyraźnie pisze, że nie wolno zamawiać na innych szabloniarniach gdy robisz to u nas.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początek powiem, że wspaniały szablon główny;)
    Sam rozdział wyszedł ci bardzo długi i moim zdaniem ciekawy czego się nie spodziewałam.
    Masz naprawdę wspaniały talent i umiesz okazywać emocje na co wielu autorów w tym punkcie zawodzi.
    Wspaniale wykreowałaś znane nam postacie pokazując je w całkiem innej roli.
    Mnie osobiście zachwyciłaś i gratuluje pomysłu a także życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.
    http://niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń