22 stycznia 2013

Rozdział 5: Powrót Lupina



  Nie sztuką jest uciec, ce­ni się powroty. 

Ted Lupin był lekko zdenerwowany. Szedł szybkim krokiem przez marmurowy korytarz. Nawet nie zwracał uwagi na uczniów, którzy co chwile wpadali na niego. Nie z przyjemnością wracał do Hogwartu. Nie podobało mu się, że gdy zaraz po zakończeniu szkoły starał się o posadę nauczyciela transmutacji, jego prośba została odrzucona.
 Nie wiedział czemu przystaną na prośbę dyrektorki o spotkanie. Praca Aurora mu się podobała, nie siedział bezczynnie, nie musiał ubierać garnituru. Jednak z czasem czegoś mu brakowało, ostatnio nie mógł liczyć na nikogo. James był Hogwarcie, co ograniczało ich kontakt. Mimo dzielących ich pięciu lat byli przyjaciółmi. Młody Potter zawsze uważał go za swoisty wzór do naśladowania.
A Lucy była zajęta swoim życiem, które nagle zaczęło jej się walić. Byli przyjaciółmi odkąd pamiętał, to ona pomagała mu zawsze jeśli chodziło o Victorie. Jednak z nią również od ich rozstania nie miał wieści. Żałował? Bardzo, ale czuł, że tak będzie lepiej. Po części robił z siebie cierpiętnika, ale nie umiał już wytrzymać tego co było miedzy nim a blondynką.
- Ted? Co ty tu do diabła robisz? – usłyszał głos za sobą i od razu się odwrócił. James zjechał go spojrzeniem od góry do dołu.
- Cześć Jimmi – przywitał się Lupin i podszedł bliżej swojego przyjaciela.
- Co ty tu robisz? – zapytał Potter, przyglądając mu się przenikliwie.
- McGonagall chciała się ze mną koniecznie spotkać –odpowiedział i rozejrzał się po korytarzu. Znajdowali się na trzecim piętrze, które Auror dobrze pamiętał. Swego czasu, gdy był na czwartym roku razem ze swoimi przyjaciółmi podłożyli tutaj łajnobomby. Filch do tej pory nie wiedział, kto zapaskudził całe pomieszczenie.
- Może chce ci dać twoją wymarzoną posadę – zaśmiał się James i przejechał dłonią po swoich gęstych brązowych włosach -  Mógłbyś być bliżej Victorie.
- Nie jestem już z nią i ty dobrze o tym wiesz.
-  Bo może po śmierci Loui’ ego powinieneś dać jej więcej czasu? – zapytał i spojrzał na zegarek znajdujący się na jego lewej ręce. – Wybacz, ale za chwile mam eliksiry, ale Slughorn za mną nie przepada.
Ted uśmiechnął się lekko po pożegnaniu z Potterem i zaczął kierować się w stronę kolejnych schodów.
 Może i Jim miał rację, jednak Teddy nie potrafił wtedy czekać, chciał spróbować z Vico od nowa, ale nie umiał się na to zdobyć. 
 Szybkim ruchem zapukał w mosiężne drzwi gabinetu. Nie musiał czekać, aby usłyszeć głos dyrektorki i od razu wszedł do środka. Rozejrzał się po pomieszczeniu, które wcale nie zmieniło się odkąd był w Hogwarcie. Wszystkie przedmioty miały swoje wyznaczone miejsce.
- Witam pani profesor – powiedział grzecznie Teddy i usiadł na fotelu na przeciwko kobiety. Dzieliło ich idealnie posprzątane biurko na którym znajdował się tylko kałamarz z piórem.
- Oh Ted miejmy za sobą te formalności, nie jesteś już uczniem – odpowiedziała i lekko uśmiechnęła się w stronę młodego Lupina, który odwzajemnił przyjacielski gest.
- Dobrze Minervo.
- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że odrzuciłam twoje podanie o prace parę lat temu – powiedziała i spojrzała prosto w miodowe oczy mężczyzny.
- Zależało mi na tej posadzie, bo od lat się tym interesowałem i wdrażałem w temat – zauważył i delikatnie postukał palcami w bicie bordowego fotela na którym siedział.
- Miałam już wtedy wakat na to stanowisko, a ty dopiero co skończyłeś szkołę – zauważyła i lekko pokiwała głową - Ale tak, oczywiście, ze masz rację. Transmutacje zdawałeś na same Wybitne.  
- Do czego biegnie nasza rozmowa? – zapytał, nie miał ochoty na żadne zagrania, ani owijanie w bawełnę. Ostatnimi czasu był bardzo nerwowy, a nie chciał źle wypaść przed dyrektorką, która miała o nim jak najlepsze mniemanie.
- Pan Carter musiał niestety opuścić swoje stanowisko nauczyciela. Pilne sprawy rodzinne kazały mu wracać do Anglii na stały – odpowiedziała i upiła łyk ciepłego płynu ze srebrnej filiżanki. – Masz może ochotę na herbatę?
- Nie, dziękuję – odparł i spojrzał na wielki wiszący portret Albusa Dumbledore’ a, który mrugnął do niego znacząco – Mam zastać nauczycielem Transmutacji? – zapytał i spojrzał na kobietę ze zdziwieniem.
- Tak – rzekła i wyciągnęła z szuflady biurka plik pergaminów – Mam nadzieję, że się zgodzisz. Wybacz mi incydent sprzed tych dwóch lat, ale uważam, ze teraz jesteś w pełni na to gotowy Teddzie Lupinie.
Mężczyzna zacisną wargi. Nie układała mu się za dobrze, nie umiał dotrzeć do Lucy,  jego związek się rozpadł, a James był tutaj. Ted trzymał w sekrecie swoje uzależnienie od hazardu, jednak wiedział kim był i postawił wszystko na jedną kartę:
- Gdzie mam podpisać?
McGonagall uśmiechnęła się znacząco i podała mu pergamin z umową, który Lupin podpisał i zwrócił z powrotem kobiecie.
- Tutaj masz plan lekcji wszystkich klas – powiedziała i położyła przed nim na blacie kilka kartek – Ostatnio, po rozmowie z pracownikami Hogwartu stworzyliśmy Pokój dla Nauczycieli. Jest od bardzo przydatny, gdy cierpi się na brak zajęcia między lekcjami wychowanków.
- Twój gabinet jest na Pierwszym Piętrze – wyjaśniła i dała mu pęk kluczy – Mam nadzieję że wszystko wyjaśniliśmy. I nie musisz kontaktować się już z Ministerstwem, wszystko już załatwione.
- Dobrze – odpowiedział i wstał, zasuwając za sobą krzesło. – To ja się rozejrzę i rozpakuję. Bo śmiem twierdzić, że moje rzeczy już na mnie czekają. Do widzenia.
- Do zobaczenia na kolacji.

*&*

- Teddy jest w szkole – powiedział James siadając obok Lily, która czytała książkę w pokoju wspólnym.
- Jak to? – zapytała i spojrzała zdziwiona na swojego brata.
- McGonagall coś od niego chciała, pewnie zaoferowała mu posadę nauczyciela Transmutacji – odpowiedział i rozsiadł się wygodnie na szkarłatnym fotelu. Lubił przebywać w pokoju wspólnym, który zawsze był zatłoczony od uczniów. Wszędzie przewijał się motyw ich domu z lwem w godle.
- Kolejna rodzina w gronie pedagogicznym- zauważyła rudowłosa i odłożyła wcześniej trzymany przedmiot w ręce na stół. Jej zielone oczy powędrowały za dwójką ludzi którzy  właśnie przemierzali pokój wspólny.
- Nie rozmawiacie z Fredem prawda? – zapytała i sparzała przenikliwie na swojego brata.
- Pokłóciliśmy się – powiedział i zmierzył sobie dłonią włosy. Od dziecka byli z Weasley’ Em praktycznie nierozłączni. Uwielbiał grac z nim w Qudditcha na podwórku obok nory czy razem robić dowcipy reszcie rodziny.
- O Prudence?
- Powiedziałbym, że jej rodzice zabili Louisa i ona tez przecież ma z tym większy związek, ale wystarczy osób, które obrzucają mnie za to gównem – rzekł chłodnym tonem i spojrzał na Freddi' ego który siedział na drugim końcu pomieszczenia.
- Kochany przypomnieć Ci coś? – zapytała i nachylił się nad nim – Pamiętasz co mówisz, gdy ludzie porównują Ciebie do Harry’ ego.
- Że nim nie jestem, jest moim ojcem, ale to nie czyni ze mnie niego.
- Ona nimi nie jest, a to nie czyni z jej nich Jamiesie – skwitowała to znaczącym uśmiechem – Nie znam jej i nie będę jej osądzać. Ale Loui to tylko przykrywka. Znam Cię Jimi i wiem, że nie lubisz jej od tego kiedy przyszła do Hogwartu.
- Sugerujesz, że byłem zazdrosny o Freda? – zapytał i spojrzał na nią z udawanym rozbawieniem.
- Nie patrz tak na mnie napuszony frajerze! – warknęła Lily Luna i kopnęła go w łydkę – Tak, byłeś i nadal jesteś. Bo jest jedna osoba na świecie, która jest ważniejsza od Ciebie dla Freda. A ty nie możesz przeżyć, gdy nie jesteś w centrum uwagi. A gdy na horyzoncie pojawia się Everdeen świat Weasley’ a zmienia barwy.
- Nie kocha jej – odpowiedział sucho Jimi i kontem oka zerkną na śmiejącą się dwójkę gryfonów. – Ma Nathalie.
 Lily również spojrzała na nich i kiwnęła lekko głową i uśmiechnęła się przekornie.
- Nath jest wrakiem, bo jej ukochana babcia umiera, a wrażliwość uczuciowa Freddi’ ego mieści się w łyżeczce od herbaty, tak samo jak wujka Rona. Więc nawet nie potrafi jej wesprzeć.
- Skąd ty to wszystko wiesz? – zaprał James i zlustrował ją wzorkiem. Zawsze był pełen podziwu dla swojej młodszej siostry. Lily  wiedziała wszystko, Hogwart nie miał przed nią tajemnic.
- Szczęście – odpowiedziała z niekrywaną dumą – Mimo wszystko wybacz Fredowi, a może nawet spróbuj go zrozumieć. 
- Co niby mam zrozumieć? – Jimi był już lekko zdenerwowany, jego siostrze często zdawało się wyprowadzić go z równowagi. Lily Luna nie zważała na innych, była indywidualistką i jako jedna z  niewielu potrafiła powiedzieć Jamesowi w twarz, co o nim myśli. 
- Myślałam, że jesteś mądrzejszy – zauważyła i spojrzała na niego krytycznym wzorkiem – No nie wiem Jimmi. To może pogadajmy o Twoich zamiarach w stosunku do… A właśnie, kim jest twoja aktualna ofiara?
- Nie twoja sprawa Lils – warkną i wstał z miejsca – Do zobaczenia.
- Nie denerwuj się tak braciszku i pozdrów ode mnie Clarissę.
James zacisną wargi i odszedł w milczeniu od swojej siostry. Kochał ją i chciał ją chronić, ale Lily Luna Potter doskonale radziła sobie sama.

*&*

 Dominique nigdy nie czuła się wystarczająco blisko matki. Kochała ją, jednak nie potrafiła się dogadać z Fleur, która największa sympatią darzyła Victorie i Louisa. Ruda była córeczką tatusia, która wychowała się na graniu razem z James i Fredem w Qudditcha.
 Mieszkała z Lucy, dziewczyny były blisko od zawsze. Mimo, że córka Audrey była rok młodsza, to nie stanowiło to dla ich przyjaźni przeszkody. Obie nie mogły znaleźć uznania u  najbliższych.
Molly dumnie trafiła do Revanclawi stała się chlubą rodziny. Do domu znosiła same Wybitne. A Lucy? Czarnowłosa trafiła do Slytherinu, jako jedyna z rodu Weasley’ ów. Audrey nigdy nie uważała tego za coś złego i akceptowała to, nie zmieniając stosunków do młodszej z bliźniaczek, Percy jednak nie mógł łatwo tego znieść.
 Dominique brakowała Roxanne, która odkąd zaczęła spotykać się z Woodem, miała mniej czasu dla przyjaciółek. Zresztą rudowłosa nie dziwiła jej się, wiedziała jakim uczuciem darzy syna Oliviera.
 Siedziała na swojej kanapie kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Zmarszczyła brwi i podniosła się z miejsca; nie spodziewała się dzisiaj żadnych gości. Szybkim krokiem przeszła przez mały salonik. Lubiła ich wspólne mieszkanie. Było nie za duże, ale przytulne; wystarczające dla nich dwóch. Każda miała swoją sypialnie i łazienkę, urządzoną tak jak chciały.
 Otworzyła frontowe drzwi i ze zdziwieniem ujrzała za nimi Lucy.
- Zapomniałam kluczy – odpowiedziała ze zdegustowaniem i przekroczyła próg mieszkania. Zawsze lubiła wchodzić do tego pomieszczenia pomalowanego na czerwono z białymi elementami dekoracyjnymi.
- Brawo – skitowała to Dominique i zamknęła drzwi na zamek. Poczekała aż Lu zdejmie płaszcz i razem poszły do ich saloniku.
- Musiałam dokończyć papierkową robotę związaną z tym ostatnim napadem na grupkę mugoli – powiedziała Lucy i usiadła przy blacie w ich kuchni połączonej z salonem.
- Nie miałam do dokończenia żadnych raportów więc nie siedziałam długo w biurze spotkałam się na chwile z Sebastianem.
- Był z Callie i… jak się nazywa ta ich córeczka? – zapytała Lulu nalewając sobie z dzbanka herbatę. Finniganowie pobrali się zaraz po opuszczeniu szkoły. Callie zaszła w ciąże w połowie ostatniego roku nauki. Jednak, co zawsze zastanawiało Dominique, obydwoje bardzo cieszyli się z dziecka.
-  Savannah. Całkiem ładnie.
Lucy była uzależniona od herbaty, zawsze piła ją litrami. Do Hogwartu woziła własny czajnik, który gościł w jej dormitorium, aby zawsze, kiedy ma ochotę, mogła zaparzyć swój ulubiony napój.
- Ted do mnie napisał – oznajmiła Lu i spojrzała prosto w niebieskie oczy Dominique. Wiedziała, że cała sprawa z Lupinem była czułym tematem.
- Tak?
- McGonagall go zatrudniła na stanowisko nauczyciela Transmutacji – powiedziała i upiła łyk ciepłego płynu. Kiedyś ona i Teddy byli wielkimi przyjaciółmi, traktowali się jak brat i siostra, ale ich relacje zaczęły się nieco pogarszać. Victorie była zazdrosna, a oni nie mieli dla siebie zbyt dużo czasu.
- Będziesz ze mną szczera, jeśli zadam ci jedno pytanie? – zapytała córka Billa i spojrzała przenikliwie na swoją kuzynkę.
- Wiem o co chcesz zapytać. I wiem, że sądzisz, że mnie i Lupina łączyło coś więcej niż przyjaźni. I masz rację kocham go i jestem w stanie oddać za niego życie, bo jest bratem jakiego nigdy nie miałam, a chciałam mieć.
Nastała cisza w której obie nie były w stanie na siebie spojrzeć. Dominique nie lubiła osądzać innych i była zła na siebie, że wydała fałszywe oskarżenia na Lulu.
- Przepraszam – powiedziała po chwili córka Billa i uśmiechnęła się pocieszająco w stronę swojej współlokatorki.
- Vic nie mogła się pozbierać po zamordowaniu Lousie. Była roztrzęsiona i nie dopuszczała do siebie Tedda ani nikogo innego. Ona po prostu się w tym wszystkim pogubiła, tak jak i on. Ale teraz, powrót do dawnych lat szkoły mam nadzieje, że zrobi im dobrze.
- A jak tam u Niego? – pytanie Dominique całkiem zdziwiło Lucy, która spojrzała na nią pytająco.
- Nie wiem czy się do tego nadaję, bo chyba… - zaczęła jednak zbrakło jej odpowiedniego słowa – Gubię się w tym Dom. I to już traci ten charakter jaki miło mieć. Jest źle i wcale się nie poprawia.

*&*


 Scorpius nigdy nie chciał być jak swój dziadek. Nie szufladkował ludzi, nie oceniał ich przed poznaniem. Nigdy nie miał dobrych kontaktów ze swoim Lucjuszem. Jego ojciec, od zakończenia się Wojny, zmienił się diametralnie co nie uszło uwadze byłemu Śmierciożercy. Ich stosunki również nie były zbyt ciepłe. Narcyzie to nie przeszkadzało, zawsze zależało jej na rodzinie.
  Blondyn szedł właśnie opustoszałym korytarzem Hogwartu. Lekcje już dawno się skończyły, jednak miał do napisania wypracowanie z Eliksirów. Mógłby zwrócić się z tym do Prudence jednak nigdzie nie mógł jej znaleźć, wiec postanowił spróbować sam napisać esej dla Slughorna.
 Biblioteka była miejscem do którego Malfoy nie zaglądał za często, okazjonalnie, gdy nie miał kto napisać za niego pracy domowej.
 Drzwi tego pomieszczenia zawsze były otwarte na oścież. Scorp szybko przeszedł przez prób i skierował się do działu z odpowiednimi księgami. Zmarszczył lekko brwi stojąc przed wybraną półką i próbując znaleźć odpowiedni tytuł dla siebie.
- Przepraszam – usłyszał głos po swojej lewej stronie. Rose próbowała go wyminąć, jednak ślizgon stanął na samym środku przejścia.
- Widać nie tylko ja zabrałam się z napisanie pracy z Eliksirów – zważył jednak nie zmienił swojego miejsca i uśmiechną się przekornie w stronę rudowłosej.
- Jakbyś chciał wiedzieć mam to już za sobą – odpowiedziała i pomachała mu pergaminem przed oczami, na co on tylko posłał w jej stronę czarujący uśmiech.
- O jak milo – powiedział i szybkim ruchem przechwycił prace z rąk rudowłosej – Dziękuje.
- Oddaj to! – warknęła dziewczyna, jednak ze swoim wzrostem nijak miała się do Scorpiusa, a kartka, którą trzyma wysoko nad głową, była dla niej niedostępna.
- Będziesz musiała się ładnie napracować, żeby odzyskać swoją własność Ross – zauważył i mrugnął do niej, szybkim ruchem schował pergamin do torby i skierował się stronę wyjścia.
- Malfoy!
- Chcesz odzyskać swoje wypociny to chodź – powiedział, odwracając się delikatnie do tyłu – Przecież Cie nie zjem.

*&*

Krótko tym razem. Mam tyle pomysłów, a tak mało czasu na ich realizacje. Ostanie trzy dni spędzam z przeróżnymi filmami i próbą zmotywowania się do przeczytania Atlasu Chmur.
I oglądaliście już „Poradnik pozytywnego myślenia”?  Jest genialny. Para głównych aktorów przeszła tam samych siebie.

2 komentarze:

  1. Znalazłam błąd. Skąd ty to wszystko wiesz? – *zaprał James i zlustrował ją wzorkiem. Zawsze był pełen podziwu dla swojej młodszej siostry. Lily wiedziała wszystko, Hogwart nie miał przed nią tajemnic.
    - Szczęście* – odpowiedziała z *niekrywaną dumą – Mimo wszystko wybacz Fredowi, a może nawet spróbuj go zrozumieć.
    * zapytał powinno być, zwykła literówka ;)
    * szczęśćie, wgl nie pasuje jako odp. na to pytanie. szczęście ma nic do tego, może do być "dobre źródła" bądz "intuicja". Wejdź na wywiadera.

    OdpowiedzUsuń
  2. Alison od śmierci/morderstwa swoich rodziców traci kontakt z rzeczywistością. Popada w chorobę psychiczną, która niszczy jej życie. Czy przyjaciele i nowi członkowie rodziny pomogą jej z tego wyjść. Jakie lekarstwo znajdzie Ali? A czym jest miłość w chorobie?
    http://lonelinesswithfrends.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń